czwartek, 14 maja 2020

"Synowie fortuny" — politycznie

Tytuł:           Synowie fortuny  
Tytuł oryginału: Sons of Fortune  
Autor:           Jeffrey Archer   
Wydawnictwo:     Prószyński i S-ka
Rok 1. wydania:  2002             

Historie dwóch bliźniaków rozdzielonych tuż po urodzeniu. Ot, dziecko milionerki, dobrodziejki szpitala i sponsorki sprzętu i budynków, umiera, więc ktoś podejmuje decyzję, żeby podmienić je na innego noworodka. W końcu tamtej kobiecie zostanie drugi synek... Chłopcy rosną, idą do szkół, wielokrotnie niemal się spotykają. Ich życia toczą się zaskakująco podobnymi koleinami. Z początku jeden ma pecha tam, gdzie drugi ma farta (daje się uwieść siostrze wybranki i przyłapać jej bratu, przegrywa wybory do szkolnego samorządu). Potem już obaj niejako równolegle wpadają w kłopoty i zwycięsko z nich wychodzą.

Nie wiem, na ile to spaczenie Autora, a na ile amerykańskość środowiska, ale dzieci w szkole są straszliwie rozpolitykowane. I nie chodzi mi tylko o podziały na zwolenników Demokratów i Republikanów. Każde wybory do szkolnego samorządu to wielka sensacja, długa kampania, z agitowaniem, zasięganiem porad u dorosłych i sztabami wyborczymi. Cóż, myśmy samorząd klasowy załatwiali na jednej lekcji wychowawczej i nikt, z kandydatami włącznie, nie wydawał się rozemocjonowany całą sprawą. Wyborów do szkolnego samorządu w ogóle nie pamiętam. Biedne te amerykańskie dzieci — muszą walczyć kłami i pazurami od kołyski. A cisza wyborcza to genialny wynalazek.

Archer ewidentnie wierzy w dominację "nature" nad "nurture". Bez tego bohaterowie nie zachowywaliby się tak zbieżnie. Niby jeden wyrósł na Demokratę, drugi na Republikanina, ale na dobrą sprawę to tylko powierzchowne różnice.

Podejrzanie dużo w książce zbiegów okoliczności i dramatycznych wydarzeń. Ten sam podły szwarccharakter podpada obydwu braciom (do tego wydaje się dziwnie zdeterminowany, żeby szarpać nerwy właśnie im, chociaż niekiedy jego działania są tak wredne, że aż szkodliwe dla zainteresowanego). Zaskakująco wysoka umieralność niemowląt. To w końcu druga połowa dwudziestego wieku w rozwiniętym gospodarczo kraju, a nie średniowiecze.

Trochę naiwnych rozwiązań. Na przykład ci dobrzy zakochują się od pierwszego wejrzenia i na całe życie. Tylko ci źli mają wątpliwości. No dobrze, nie do końca, ale i tak można się głupio poczuć, jeśli człowiek nie pokochał z wzajemnością swojej drugiej połówki przy pierwszej nadarzającej się okazji.

Dużo bohaterów — w końcu otrzymujemy podwójny zestaw najbliższych przyjaciół, żon, dzieci... Trochę się w nich wszystkich gubiłam. Szczególnie, gdy akcja wracała do jakiejś postaci drugoplanowej, która ostatnio pojawiała się kilkadziesiąt stron temu.

Nie zauważyłam wpadek językowych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz