Tytuł: Ubik
Tytuł oryginału: Ubik
Autor: Philip K. Dick
Autor: Philip K. Dick
Wydawnictwo: Rebis
Rok 1. wydania: 1969
Autor przedmowy ze wszystkich sił próbował mnie zniechęcić do powieści. A to groził filmowością scen (gdybym chciała obejrzeć film, nie siedziałabym z książką, prawda?), a to zdradzał jakieś kawałki treści, a to straszył, że Dick ostro ćpał podczas tworzenia... Jednak nie przerwałam po tym wstępie i nie żałuję.
Świat oryginalny, może trochę porąbany, ale w tym szaleństwie jest metoda — odchyły i niezwykłe wydarzenia mają swoje wytłumaczenia. Sporo pomysłów, które nawet teraz wydają się ciekawe. Aż trudno uwierzyć, że zostały spisane pół wieku temu, a powieść aż trzy lata czekała na opublikowanie.
Często wydawało mi się, że wiem, o co chodzi, tylko Autor niepotrzebnie przedłuża, lecz okazało się, że nie miałam racji. Zakończenie zaskoczyło, tym bardziej, że w finale wystrzeliły strzelby zawieszone na ścianie na samym początku, chociaż zdążyłam o nich zapomnieć.
Bohaterowie chyba trochę wolno dochodzą do hipotez, które mi się narzucały, ale całkiem głupio się nie zachowują, a pewną nerwowość w ich sytuacji można wybaczyć.
Jeden fragment mnie nastroszył: "Nie musi pani mówić <<ujemne jony>> [...] Wszystkie jony są ujemne". Serio? Jony zróżnicowały się na aniony i kationy dopiero kilkadziesiąt lat temu? Rozumiem, że te słowa wypowiada bohater, który nie musi wiedzieć wszystkiego, ale chyba jednak menadżer wysokiego szczebla w dużej firmie powinien kiedyś chodzić do szkoły i tam mieć lekcje chemii?
Trochę miałam wrażenie marnowania papieru — format B5 z wielkimi marginesami (literki spokojnie zmieściłyby się na A5), grube, sztywne kartki, sporo pustych stron.— tekst zaczyna się dopiero na dwudziestej piątej. No i miejsca na półkach żal.
Język całkiem przyzwoity.
Lekturę urozmaicają ilustracje Siudmaka.
Lekturę urozmaicają ilustracje Siudmaka.