poniedziałek, 28 listopada 2016

"Ubik" — oryginalny świat

Tytuł:           Ubik          
Tytuł oryginału: Ubik          
Autor:           Philip K. Dick
Wydawnictwo:     Rebis         
Rok 1. wydania:  1969          

Autor przedmowy ze wszystkich sił próbował mnie zniechęcić do powieści. A to groził filmowością scen (gdybym chciała obejrzeć film, nie siedziałabym z książką, prawda?), a to zdradzał jakieś kawałki treści, a to straszył, że Dick ostro ćpał podczas tworzenia... Jednak nie przerwałam po tym wstępie i nie żałuję.

Świat oryginalny, może trochę porąbany, ale w tym szaleństwie jest metoda — odchyły i niezwykłe wydarzenia mają swoje wytłumaczenia. Sporo pomysłów, które nawet teraz wydają się ciekawe. Aż trudno uwierzyć, że zostały spisane pół wieku temu, a powieść aż trzy lata czekała na opublikowanie.

Często wydawało mi się, że wiem, o co chodzi, tylko Autor niepotrzebnie przedłuża, lecz okazało się, że nie miałam racji. Zakończenie zaskoczyło, tym bardziej, że w finale wystrzeliły strzelby zawieszone na ścianie na samym początku, chociaż zdążyłam o nich zapomnieć.

Bohaterowie chyba trochę wolno dochodzą do hipotez, które mi się narzucały, ale całkiem głupio się nie zachowują, a pewną nerwowość w ich sytuacji można wybaczyć.

Jeden fragment mnie nastroszył: "Nie musi pani mówić <<ujemne jony>> [...] Wszystkie jony są ujemne". Serio? Jony zróżnicowały się na aniony i kationy dopiero kilkadziesiąt lat temu? Rozumiem, że te słowa wypowiada bohater, który nie musi wiedzieć wszystkiego, ale chyba jednak menadżer wysokiego szczebla w dużej firmie powinien kiedyś chodzić do szkoły i tam mieć lekcje chemii?

Trochę miałam wrażenie marnowania papieru — format B5 z wielkimi marginesami (literki spokojnie zmieściłyby się na A5), grube, sztywne kartki, sporo pustych stron.— tekst zaczyna się dopiero na dwudziestej piątej. No i miejsca na półkach żal.

Język całkiem przyzwoity.

Lekturę urozmaicają ilustracje Siudmaka.

czwartek, 24 listopada 2016

"Przebojowa dziewczyna" — hollywoodzki rynsztok

Tytuł:           Przebojowa dziewczyna
Tytuł oryginału: The Song Is You      
Autor:           Megan Abbott         
Wydawnictwo:     Świat Książki        
Rok 1. wydania:  2007                 

Stało na półce z kryminałami, jednak według mnie to obyczajówka. Owszem, w tle mamy jakiegoś trupa, ale pierwsze skrzypce grają weseli chłopcy z przemysłu filmowego i głupiutkie dziewczynki służące im do bzykania. Ani to ciekawe, ani przyjemne, ani pożyteczne.

Nie cierpię, kiedy bohater ma wszy jak ruskie czołgi i żadnej idei, co go gryzie. Niestety, Gil Hop w tym celuje. Sam nie wie, czego chce — najpierw po pijaku wypłakuje się ledwo poznanej dziennikarce z różnych grzechów, później rozpaczliwie próbuje to wszystko odkręcić. Pod koniec co kilka stron biadoli, że w ciągu ostatnich iluś tam godzin nic nie jadł i za mało spał. Więc jedzie do knajpy i zamawia jeszcze jedną kolejkę. Zapewne po to, żeby móc bez wyrzutów sumienia narzekać dalej, jaki to on głodny, niewyspany i jak niewyjściowo wygląda...

Do tego charakter też ma nieciekawy. Babranie się w jego przeżyciach, przemyśleniach, samousprawiedliwieniach i złudzeniach nie sprawiało mi najmniejszej przyjemności.

Po książce pałęta się mnóstwo postaci ze światka aktorskiego. Może nawet znanych. Ja skojarzyłam tylko Kirka Douglasa. A i to wyłącznie jako nazwisko, do którego nie potrafię przypisać twarzy.

Całość wydaje się mocno przykurzona, infantylna, opisująca stare czasy, które słusznie minęły, bezmyślne kobietki, wpatrzone w mężczyzn zamiast zaufać sobie... Ledwie się zdążyły wyemancypować, ale na wykształcenie to już czasu zabrakło, więc preferują różne formy najbardziej tradycyjnego zawodu. Zabaweczki, nie ludzie. Z dużym zaskoczeniem dowiedziałam się, że powieść została wydana po raz pierwszy już w tym stuleciu, a nie pięćdziesiąt lat temu.

niedziela, 20 listopada 2016

"Pokaż język!" — ostry jak miecz

Tytuł:          Pokaż język!                 
Tom:            1                            
Autor:          Robert Stiller               
Wydawnictwo:    Wydawnictwo vis-à-vis/ Etiuda
Rok 1. wydania: 2001                         

Podtytuł: "Czyli rozróbki i opowieści o polszczyźnie oraz 111 innych języków". Zbiór felietonów, najczęściej na temat kaleczenia polszczyzny w różnych publikacjach, na słownikach zaczynając, a na gazetach kończąc.

Trzeba przyznać Autorowi, że pióro ma ostrzejsze niż katana. Początkowo czytałam rozdzialiki z dużym zainteresowaniem, jednak dość szybko zaczęło ono słabnąć. Słowo "fajdać" w rozmaitych wersjach i odmianach stało się nużące. No, ile można się w tym babrać? Zapewne lektura w pierwotnej formie — felietonów serwowanych czytelnikom od czasu do czasu — była łatwiej strawna.

Miałam nadzieję, że dowiem się wielu ciekawostek o ojczystej mowie, a tu głównie przykłady, w jaki sposób bywa ona maltretowana. OK, Stiller ma absolutną rację — tak nie wolno. Słowniki nie powinny zawierać błędów, redaktorzy i korektorzy powinni przynajmniej starać się eliminować wszystkie usterki, najpopularniejsze dzienniki (ale bynajmniej nie tylko one) powinny trzymać jakiś poziom (najlepiej nie mulistego dna). Ale jaki sens ma zbieranie mnóstwa krytycznych uwag w jednej książce? Obawiam się, że te informacje mogą się przydać tylko garstce bezlitośnie wydrwiwanych adresatów. Dla pozostałych lepiej będzie, jeśli przykładów nie zapamiętają — jeszcze się byki utrwalą.

Trudno nie podziwiać wiedzy i doświadczenia Autora. Wypowiada się bardzo rozsądnie o bardzo wielu językach. Tylko, cholera, szkoda, że tak negatywnie.

Język — pomijając wypisywane błędy i ich zjadliwe parodie — perfekcyjny. Nie wypadało inaczej.

środa, 16 listopada 2016

"Zaginiona" — dwie przygody kuzynek

Tytuł:          Zaginiona       
Tom:            4               
Autor:          Andrzej Pilipiuk
Wydawnictwo:    Fabryka Słów    
Rok 1. wydania: 2014            

Czwarty tom cyklu "Kuzynki Kruszewskie". Podzielony na dwie odrębne opowieści. W pierwszej, głównej alchemiczka i była agentka pomagają odnaleźć się tytułowej Zaginionej, w drugiej próbują rozwiązać problem nietypowego opętania.

Lekkie czytadło, nie wymagające od czytelnika wysiłku, ale i nie zapadające w pamięć. Ot, kolejna przygoda (właściwie dwie) z niezbyt skomplikowaną fabułą.

Książka właściwie stanowi zamkniętą całość, można czytać bez znajomości poprzednich tomów. Najwyżej nie rozpozna się wspominanych Moniki i Sędziwoja ani nie zgadnie, dlaczego są tak ważni dla Stanisławy i Katarzyny.

Główne postacie znane z poprzednich części, ale tym razem starsza dama ma poważny problem. Bohaterowie drugoplanowi bardzo czarno-biali, nie ma najmniejszych wątpliwości, kto jest tym złym, a kto dobrym. Spodobał mi się pomysł na Zaginioną.

Merytorycznie jest całkiem przyzwoicie. Przyczepię się tylko do prawdopodobieństwa: nie ma znaczenia, czy wcześniej wypadły same orły, czy też seria RRORO. Szanse, że za szóstym razem wypadnie orzeł, nadal wynoszą 50% (o ile tylko dysponujemy uczciwą monetą). Co więcej, oba wyniki — sześć orłów oraz RROROO — są dokładnie tak samo prawdopodobne. Tylko ten pierwszy bardziej przyciąga uwagę.

Język. Stanisława powinna znać różnicę między "gdzie" a "dokąd". Zwłaszcza że — o ile dobrze pamiętam — pochodzi z Kresów.

niedziela, 13 listopada 2016

Finkla redaguje — trzeci numer "Silmarisa"

Dzisiaj pojawił się trzeci numer "Silmarisa". Okładka tym razem smoczo-niezidentyfikowana:


Plik z zawartością magazynu (w formacie pdf) pobrać można na naszej stronie. Tradycyjnie zachęcam do zapoznania się i podzielenia uwagami. Tutaj, a jeszcze lepiej na stronie czasopisma.

Wkrótce pojawią się wersje magazynu w formatach do czytników elektronicznych.

Edycja: Formaty EPUB i MOBI już dostępne.

czwartek, 10 listopada 2016

"Tajemnice historii" — raczej ciekawostki

Tytuł:       Tajemnice historii. Polska. Europa. Świat
Autor:       Jerzy Besala, Dorota Lis, Adam Krawiec   
Wydawnictwo: Publicat                                 
Rok 1. wyd.: 2004, 2005, 2006                         

Z tymi tajemnicami w tytule to bym nie przesadzała. Bardziej ciekawostki, wydarzenia, które do dzisiaj frapują ludzi, nie tylko tych interesujących się historią. Bo i jakie znaczenie ma, ilu zamachowców kryło się w Dallas? Dla Kennedy'ego żadne, dla świata też niezbyt duże — czasami jedna kula wystarczy.

Zgodnie z podtytułami, książka podzielona jest na trzy części. Każda zawiera kilkadziesiąt tematów (najwięcej opowiada o Polsce), którym poświęcono po kilka stron. W polskiej części dodatkowo wyróżniono sześć rozdziałów. Tematy w ramach działów ułożono chronologicznie.

Dużo ilustracji — niemal każdą stronę coś zdobi — zdjęcia, reprodukcje, rzadziej mapki lub schematy. W moim wydaniu czarno-białe.

O większości tematów już słyszałam (zazwyczaj piąte przez dziesiąte), ale udało się poszerzyć wiedzę. Trafiały się również rozdzialiki stanowiące dla mnie absolutną nowość.

Język przystępny, książka sprawia wrażenie pisanej z myślą o zainteresowaniu czytelnika historią. Nie epatuje żargonem, nie zasypuje milionem faktów. Irytowało mnie pisanie Allaha przez ch. Ale skoro słowniki dopuszczają, to niech będzie...

niedziela, 6 listopada 2016

"Równoumagicznienie" — magia feminizmu

Tytuł:             Equal Rites       
Tytuł tłumaczenia: Równoumagicznienie
Autor:             Terry Pratchett   
Wydawnictwo:       Corgi Books       
Rok 1. wydania:    1987              

Trzeci tom Świata Dysku. Tym razem powieść traktuje o równości płci. Jako że to fantasy — o równości wobec magii. Warto przy tym zauważyć, że oryginalny tytuł ("Equal Rites") jest genialny, bo nawiązuje do czarów, a jednocześnie wymawia się go chyba tak samo jak "equal rights" (równouprawnienie). Cóż, angielski umożliwia fenomenalne zabawy słowne. Tłumaczenie na polski uważam za niezłe, ale jednak niedorównujące pomysłowi Pratchetta.

W tej części akcja koncentruje się na przygodach młodej Esk i wspierającej ją Babci Weatherwax. Przeznaczeniem dziewczynki jest bycie czarownikiem, ale przecież każdy wie, że czarownikiem może być tylko mężczyzna. No i pojawia się problem. Przy okazji dowiadujemy się nieco więcej o Niewidocznym Uniwersytecie.

Niezrównany Terry wyśmiewa się z seksizmu (mam wrażenie, że nieco bardziej złośliwie) i sufrażystek. Na próbie skrzywdzenia małych dziewczynek człowiek też nigdy dobrze nie wychodzi.

Fabuła całkiem przyzwoita — zdarzają się zagrożenia, nie tylko pozorne. Postacie ciekawe, szczególnie przypadła mi do gustu Babcia Weatherwax — ciekawa mieszanka geniusza psychologicznego, przesądnej starej baby, zaściankowości i wielkoformatowości. Jej charakter doskonale oddaje następujący cytat:
Książ­kom była przeciwna z powodów moralnych: słyszała, że wiele z nich napisali ludzie nieżyjący, rozsądek podpowiadał zatem, że czytanie ich byłoby równie grzeszne jak nekromancja.
 Język — pomijając tytuł — nie wydaje mi się aż tak roziskrzony od humoru, jak to sir Pratchett potrafi, ale nie mam powodów do narzekania.

PS To jubileuszowy, setny post. :-)

środa, 2 listopada 2016

"Wojna i pokój" — nuda i irytacja

Tytuł:             Wojna i mir  
Tytuł tłumaczenia: Wojna i pokój
Autor:             Lew Tołstoj  
Wydawnictwo:       EKSMO-Press  
Rok 1. wydania:    1869         

Uch, bardzo długo męczyłam tę książkę, a ona męczyła mnie. Może i półtora wieku temu Pan Hrabia raczył napisać odkrywczą i nowatorską rosyjską epopeję narodową. Teraz... Mam wrażenie, że dzieło niesamowicie się zestarzało, pełno w nim dłużyzn, postacie plotą w kółko te same banały, a Autor na całe gardło opiewa idee niegdyś konserwatywne, obecnie zmurszałe. Może to patriotyzm, ale głośniej przemawiają do mnie poglądy na temat pańszczyzny przedstawione w "Panu Tadeuszu" (wydanym wszak kilkadziesiąt lat albo epokę wcześniej niż "Wojna i pokój") od tych wyznawanych przez Tołstoja. A może po prostu wiem, do czego rosyjski feudalizm doprowadził.

Bohaterowie to banda głupców. Wspominałam już kiedyś, że takich nie znoszę? Arystokracja przesiaduje w salonach, sypie bon motami, latami przelewa z pustego w próżne, z fascynacją bada czubek własnego nosa. Dla mnie to plejada negatywnych postaci. Tylko jeden człowiek w powieści wydaje się myśleć w miarę logicznie, ale umiera. Irytował mnie brak postaci, której mogłabym kibicować.

Najciekawszy aspekt książki to stosunek do Napoleona. Jak się okazuje — nie każdy naród umieszcza Bonapartego w hymnie, lubi go i szanuje. Zainteresowanie odmiennym podejściem szybko jednak przerodziło się w rozbawienie (naprawdę cesarz Francuzów był tak kiepskim dowódcą?) i znudzenie, gdy te same stwierdzenia wałkowano na dziesiątkach stron i powtarzano nie rzadziej niż co pół setki.

Naiwne próby wywyższenia Rosjan kosztem atakujących jako żywo przypominały stosunek Kalego do kradzieży krów. Napoleon nie potrafił powstrzymać grabieży i pożaru Moskwy, bo jego własne wojska go nie słuchały — taki marny oficer! Kutuzow nie potrafił powstrzymać niepotrzebnych ofensyw na wycofującego się napastnika, bo wspaniali chłopcy aż palili się do walki — tacy dzielni żołnierze! Tak właściwie, to nie wiadomo, po co Europie były Wellington i Waterloo, przecież Napoleon został rozbity przez Kutuzowa pod Borodino. A że Rosjan zginęło wtedy więcej niż Francuzów, a Bonaparte wkrótce po bitwie zajął Moskwę? Oj, tak jakoś wyszło.

Najgorsze ze wszystkiego były Tołstojowskie wstawki historiozoficzne. Pogląd, który dałoby się streścić jednym zdaniem, zostaje drobiazgowo, w wielu rozdziałach, wyjaśniony czytelnikowi. Co gorsza, widzę w tych rozważaniach więcej infantylizmu niż świeżości i odkrywczości. A kiedy jeszcze Autor zaczyna przytaczać przykłady z fizyki... No, jeśli nie ma się pojęcia o związku między elektrycznością a ciepłem, to po co o nim pisać?

Język. Czytałam w oryginale, więc nie potrafiłam w pełni docenić bogatego słownictwa (cieszyłam się, że rozumiem), ale rzucały mi się w oczy powtórzenia. Może i w rosyjskim nie uznaje się ich za błąd. Ale chociażby Bułyczow jakoś sobie radzi z wynajdowaniem synonimów.

Ale ostatecznie Lew Nikołajewicz pogrążył się poglądami na temat płci pięknej. Mojej płci, tak się składa. Oj, przeciwstawienie kobiet mądrych kobietom prawdziwym, maleńki rozumek... Po prostu nie.