czwartek, 4 marca 2021

"Era supernowej" — o dzieciach

Tytuł:           Era supernowej
Tytuł oryginału:
元          
Autor:           Cixin Liu     
Wydawnictwo:     Rebis         
Rok 1. wydania:  2003          

Jedna z pierwszych powieści Autora. Podobnie jak w chyba najbardziej znanym cyklu "Wspomnienie o przeszłości Ziemi", nasza planeta staje przed ogromnym problemem i wielkim zagrożeniem. Tym razem umierają wszyscy dorośli, a dzieci jakoś muszą sobie radzić z tym, co zostało, z wychowaniem jeszcze młodszych maluchów i zdobywaniem żywności włącznie.

O ile Cixin potrafi imponować znajomością astrofizyki i paru innych nauk przyrodniczych i ścisłych, to jego koncepcje medyczne mnie nie przekonały. Nie wierzę, że wszyscy dorośli zmarli w terminie oszacowanym pierwotnie przez lekarzy z dokładnością do kilku dób (olbrzymia większość w wyznaczonym dniu), że przeżyły wszystkie trzynastolatki, ale żaden czternastolatek. Po prostu nie. Choroby nie potrafią czytać ani liczyć, nie przejmują się PESEL-em, tylko stanem organizmu. Na pewno musiał się trafić jakiś czternastolatek urodzony jako wcześniak, chorowity, rozwijający się wolniej od rówieśników, jakiś wyjątkowo wyrośnięty trzynastolatek... Co z takimi przypadkami?

Trudno mi było również przełknąć głupotę wielu dzieci. OK, mogę uwierzyć, że chłopcy wymyśliliby coś równie durnego. Ale gdzie w tym czasie były dziewczynki? Czyżby odchodzący dorośli niemal co do jednego byli mizoginami i nie zostawili kobietkom absolutnie żadnej władzy? Wszystkie pozamykali w żłobkach? Aż nieprzyjemnie się czytało o "wyczynach" młodych palantów. Nie twierdzę, że dzieci nie potrafią być okrutne, tylko że rzadko bywają aż tak głupie i niefrasobliwe, raczej rozumieją zależności przyczynowo-skutkowe.

Zdziwiło mnie jeszcze, że pożary i inne katastrofy spokojnie poczekały z wybuchem, aż umrze ostatni dorosły, a dopiero potem ruszyły lawiną. I że pięciolatka nie potrafiła znaleźć jedzenia w domu, ale umiała dodzwonić się do władz w Pekinie i poprosić o pomoc.

Autor chyba trochę niesprawiedliwie potraktował dzieci amerykańskie. Owszem, sama nie przeceniałabym intelektu dzieciaków wychowywanych na sieczce z Hollywood, w murzyńskich gettach, gangach i innych słabo sprzyjających rozwojowi osobowości subkulturach. Ale to niemożliwe, żeby wszyscy byli durniami. Za to chińskie dzieci stanowiące władze są pokazywane jako rozsądne, przewidujące i ogólnie "te dobre". Podział czarno-biały jak w bajkach.

Nie zauważyłam wpadek językowych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz