Autor: Valerio Varesi
W książce czuć upał, który przytłacza i odbiera chęć do działania. I to nie jest komplement. Bardzo wiele miejsca Autor poświęca opisom upału, wzmiankom o klimatyzacji, włączeniom wentylatora, reakcjom ludzi na klimę lub wentylator... Za dużo tego.
Trochę czułam się, jakbym oglądała film, w którym co najmniej drugoplanowe role odgrywają: pogoda w mieście, samo miasto, znaczące okresy milczenia i przeciągające się spojrzenia. To może mieć swój urok, ale obawiam się, że tworzenie nastroju zepchnęło fabułę na jakieś odległe pozycje. Tym bardziej, że w mieście nigdy nie byłam i raczej nie będę, więc niespecjalnie przejmuję się jego losami.
Owszem, trup pojawia się dość szybko. Samo śledztwo jeszcze jakoś daje radę, chociaż bohater wszystko zleca podwładnym, a sam wydaje się głównie odwiedzać knajpy (w większości mają klimatyzację). Albo rozmyślać na temat zmian zachodzących w mieście. Albo rozmawiać o nich z każdym, kto się nawinie. Zakończenie mnie rozczarowało. Jakieś bezbarwne wyszło. Ale przynajmniej upał się skończył.
Na domiar złego tytuł sprawia wrażenie wybranego przypadkowo. Może to jakiś idiom włoski i w oryginale miał sporo sensu, lecz w tłumaczeniu nie widzę specjalnego związku między nim a fabułą.
Znalazłam trochę powtórzeń i garść zgubionych podmiotów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz