sobota, 18 marca 2023

"Inspektor Kres i zaginiona" — nieporadnie

Tytuł:          Inspektor Kres i zaginiona
Autor:          Agnieszka Turzyniecka     
Wydawnictwo:    Szara Godzina             
Rok 1. wydania: 2013                      

Powieściowy debiut Autorki i obawiam się, że to widać. Czasami wręcz odnosiłam wrażenie, że tę książkę napisała nastolatka. Ogółem — pozostałam nieprzekonana na wielu płaszczyznach.

Akcja rozgrywa się głównie w Piotrkowie. Protagonista — tytułowy inspektor — dostaje sprawę zaginięcia młodej dziewczyny. Szybko odkrywa, że była inna niż wydawało się rodzinie i znajomym. Kres nie zajmuje się sprawą bez przerwy, toczy także inne śledztwa.

Główny bohater jako żywo kojarzył mi się z inspektorem Clouseau z serii o Różowej Panterze. To samo stawianie nieuzasadnionych hipotez i kurczowe trzymanie się ich wbrew faktom, rozmach przy prowadzeniu śledztwa. Pierwszy z brzegu przykład — pomyślał sobie, że zaginiona dziewczyna znajduje się w lesie, więc zaczął przeszukiwać lasy. Z wojskiem, psami, a za to bez żadnego tropu, bez punktu wyjścia, z którego się te psy wypuszcza.

Przedstawiany jest jako policyjny geniusz (i wiele postaci zdaje się w to głęboko wierzyć), ale zachowuje się jako kretyn. Przesłuchania prowadzi jak komediowy tępy mięśniak, wcielenie słabego gliniarza. Tylko że to nie jest komedia.

A jak już hak od zawieszania niewiary upadł mi na podłogę, to nie mogłam uwierzyć w nic — rodzinę tak bardzo mylącą się co do zwyczajów zaginionej dziewczyny, beznadziejnie złego nauczyciela, którego lubi i szanuje dyrektor itp.

Na poziomie języka bywało różnie. Na początku zauważyłam proste błędy — "posiadać", gdzie powinno stać "mieć", "doń", które w zamierzeniu Autorki nie znaczy "do niego"... Potem te niemal szkolne byki zniknęły albo przestałam je dostrzegać. Przynajmniej literówek mało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz