piątek, 2 czerwca 2017

"Zgroza w Dunwich" — klasyka horroru

Tytuł:           Zgroza w Dunwich   
Autor:           Howard P. Lovecraft
Wydawnictwo:     Vesper             
Rok 1. wydania:  1917-1935          

Zbiór opowiadań, w zamierzeniu przerażających (tak uprzedza podtytuł), w praktyce — niezbyt strasznych. Czytałam między innymi przed zaśnięciem i koszmarów nie uświadczyłam. Historie nie powiązane ze sobą bezpośrednio, ale często występują w nich wspólne elementy; na przykład konflikt między dwiema obcymi rasami, pokazany raz z jednej strony, raz z drugiej. Chyba można uznać, że to kolekcja różnych wydarzeń z jednego uniwersum (później ochrzczonego "mitologią Cthulhu").

Przeszkadzało mi, że finały opowieści często są bardzo przewidywalne. Jakby Autor święcie wierzył, że odbiorca nie ma prawa niczego się domyślić, dopóki nie dostanie rozwiązania podanego czarno na białym. Ale liczę się z tym, że przez ostatnie sto lat czytelnicy się wyrobili i nie tak łatwo ich zaskoczyć.

Nie pomagało również rozwleczenie tekstów, opisy bogate w niekończące się listy przymiotników. Tym bardziej uciążliwe, że często miałam już swoje typy co do finału i tylko czekałam na sprawdzenie, czy miałam rację.

Bohaterowie poszczególnych teksów wydają mi się bardzo podobni. Zazwyczaj jest to mężczyzna, Amerykanin, oczywiście biały (Lovecraft był rasistą, jak większość ówczesnego społeczeństwa), nieźle wykształcony. Często od dawna skrywa jakąś straszliwą tajemnicę, ale w końcu opisuje ją, aby ustrzec ludzkość przed potwornym błędem. Czytał, a przynajmniej słyszał o "Necronomiconie". Podobieństwa podkreśla podobna narracja — przeważnie, ale nie zawsze, pierwszoosobowa.

Typowy protagonista ma za sobą okropną przygodę, którą postanawia spisać. Zabieg ciekawy, ale mocno osłabia dramatyzm opowieści. Skoro już wiadomo, że bohater przeżył...

Na artefakty pochodzące od obcych ras bohaterowie zazwyczaj reagują instynktowną odrazą. Budowle, biżuteria, cokolwiek — wydaje się ohydne. Symptomatyczne, jak sądzę. Ostatnio ufoludki chyba przeważnie bywają szlachetne (taki E.T. może nie jest przystojny, ale wzbudza sympatię). Mam nadzieję, że to oznaka cywilizowania się człowieka i zmiany nastawienia do innych gatunków.

Interesujące nawiązania do religii. Istnieją, ale nie pchają się nachalnie w oczy.

Do języka nie mam zastrzeżeń. Nie znam oryginału, ale tłumaczenie wydaje mi się ciekawe — ma własny styl, cechy charakterystyczne, może nawet nieźle oddaje słownictwo sprzed wieku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz