poniedziałek, 8 sierpnia 2022

"Nielegalni" — wielowątkowo

Tytuł:       Nielegalni      
Autor:       Vincent Severski
Wydawnictwo: Czarna Owca     
Rok wydania: 2011            

Powieść o tajnych służbach — zadaniach, operacjach, spotkaniach, wpuszczaniu przeciwnika w kanał, przeróżnych gierkach... Tytułowi nielegalni to nieoficjalni szpiedzy — poza wszelkimi strukturami, wtopieni w społeczeństwo, przez całe życie udający kogoś innego, bez szans w razie wpadki. Podobno bardzo rzadcy (a może tylko trudni do wykrycia). W treści trochę się ich trafia.

W książce jest wiele wszystkiego; wątków, które dopiero niewiele przed połową przyłączają się do wspólnego obrazu, postaci, ich pseudonimów, spotkań, alkoholu, opisów zwyczajnych czynności (jazda samochodem albo zrobienie sobie kanapki), nazw geograficznych... Trochę czułam się tym wszystkim przytłoczona.

Wielokrotnie się w tym bogactwie gubiłam — mylili mi się Popow z Popowskim, Olek z Olegiem, różni bucowaci szefowie z drugiego planu...

Akcja skacze po całej Wschodniej Europie, ale bynajmniej się do niej nie ogranicza — nie brak wzmianek o Skandynawii, Wielkiej Brytanii, nawet Afryce i Azji. Zapewne Autor w niektórych miejscach był osobiście, ale na pewno nie we wszystkich. Kijowski funikuler to nie kolejka linowa, tylko coś w rodzaju tramwaju jeżdżącego po stromym zboczu. Jeżeli jeszcze jeździ...

No właśnie — sporo się w tych krajach pozmieniało w ciągu ostatnich kilku lat. Nie tylko wybuchła wojna, ale jeszcze COVID utrudnił błyskawiczne podróże. Przez to wszystko powieść wygląda jak z innej epoki (w pewnym sensie tak jest), nierealna niby filmy o Bondzie. Sprzyja temu ostro zarysowany podział na dobrych i złych, podejrzanie zbieżny z Polakami/sojusznikami i Rosjanami. 

I nie chodzi mi tu tylko o opowiadanie się po określonej stronie, ale także o moralność, metody szkolenia itd. Nasze kobiety są piękniejsze, nasi chłopcy silniejsi, nasi szefowie bardziej ludzcy, nasi profesorowie mądrzejsi... Aż prawie człowiek ma ochotę, żeby zacząć kibicować tym biednym słabszym.

Pod względem językowym szału nie ma. Szczególnie irytowały mnie zagubione podmioty, które często uciekały niczym agent zagrożony dekonspiracją.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz