piątek, 20 września 2019

"Harda Horda" — babskie

Tytuł:          Harda Horda    
Autor:          Antologia      
Wydawnictwo:    Wydawnictwo SQN
Rok 1. wydania: 2019           

Zbiór dwunastu opowiadań fantastycznych, napisanych przez tuzin Autorek, które połączyły się w nieformalną grupę — Hardą Hordę właśnie. Książka, a jakże by inaczej, wydana została 8 marca. Po każdej historii zamieszczono stronę poświęconą jej twórczyni — zdjęcie plus krótka notka biograficzna.

Motywem przewodnim zbioru było "przekraczanie granic". Wiele Pań skupiło się na granicy między życiem a śmiercią. Do tego dostajemy sporo ekologii, kilka kotów. Teksty są różne, ale wszystkie na swój sposób babskie (ale na szczęście obywa się bez ckliwego romansu). Żadnych cnych rycerzy ratujących świat za pomocą miecza. Niekiedy irytował mnie brak zależności przyczynowo-skutkowych. Nie lubię, kiedy rzeczy się zdarzają, bo tak wymyślił autor. Jeszcze doskwierał mi brak spisu treści. W tych okolicznościach przyrody sprawę mogłyby uratować nagłówki z tytułem opowiadania, ale ich także poskąpiono. Czyżby byłaby to zbyt męska hierarchia i zbyt ostry podział?

Jawor. Mroczna, acz rozgrywająca się w letni dzień, opowieść. Wzbudzająca tym silniejsze dreszcze, że oparta na dziecięcej zabawie. Dobrze poprowadzona fabuła.

Dróżniczka. Historia, a właściwie schyłek życia, dróżniczki. Bohaterka żyje w Japonii objętej ogromną zmianą technologiczną. Opowiadanie nastrojowe, ale właściwie niewiele się w nim dzieje.

Tylko nie w głowę. Zombie apokalipsa z punktu widzenia kobiety. Czyli bez chodzenia po ulicach i nawalania z karabinu do wszystkiego, co się rusza. Za to z humorem.

Dokąd odeszły cienie. Jedna z przygód nekromanty. Fabuła interesująca, jest jeden czy dwa fajne twisty, jest zagadka do rozwikłania.

Po drugie. Jedna z tych opowieści, w których coś dziwacznego zdarza się, bo tak. Bez żadnego racjonalnego wytłumaczenia. Główny twist (on chyba miał stanowić puentę) daje się łatwo odgadnąć.

Z góry nie patrzą. Ciekawie pomyślana historia, postapo z dobrym, mocnym zakończeniem. Ale w środku odrobinę mi się dłużyło. Niebanalna forma.

Zielona zemsta. Sympatyczna opowieść o zemście młodego czarodzieja. Duży plus za nowy rodzaj magii — zieloną. Niezła dawka humoru.

Szanowny Panie M. Dużo niedopowiedzeń. Właściwie fantastyka pozostaje w cieniu, to w dużym stopniu opowieść o wiecznie umierającej siostrze, której choroba i kaprysy zjadają majątek rodzinny.

Bezduch. Historia protagonisty (kolejnego nekromanty) — faceta tak zakochanego, że aż kompletnie zidiociał. Właściwie cały czas próbuje odkręcić głupoty, których narobił.

Lot wieloryba. Znowu duży nacisk na emocje, mały na pokazanie dziwnego świata. Chociaż jakieś tam wyjaśnienia są.

Jest nad zatoką dąb zielony. Mariaż historii rosyjsko-niemieckiej rodziny i rosyjskiej bajki. I tym razem bez wyjaśnień, skąd nagle wyskakuje magia.

Ognisty warkocz. Dużo introwertycznych opisów wrażeń, zachodzące wydarzenia są ledwie sugerowane. Nie w moim stylu.

Nie zauważyłam wpadek językowych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz