środa, 9 października 2019

"Gargantua i Pantagruel" — stara satyra

Tytuł:           Gargantua i Pantagruel              
Tytuł oryginału: La vie de Gargantua et de Pantagruel
Autor:           François Rabelais                   
Tom:             1                                   
Wydawnictwo:     Państwowy Instytut Wydawniczy       
Rok 1. wydania:  1532-1546                           

Trzy pierwsze księgi (z pięciu, w tym ostatniej wydanej pośmiertnie) znanego satyrycznego dzieła o rodzinie olbrzymów. Wysławiają radość życia. Najchętniej — niczym nieskrępowaną, czego zapewne dowodzić mają liczne żarty skatologiczne.

Cóż, obecnie ten rodzaj humoru chyba się nieco zestarzał i wyliczanka rzeczy, które można wykorzystać do podtarcia zadka nie śmieszy tak, jak przed wiekami. A może to papier toaletowy w miękkich splotach zadusił fantazję w narodach... 

Sporo również żartów stanowiących odniesienie do polityki — do władzy królewskiej, do toczonych wojen. Tych akurat przeważnie nie rozumiałam bez wyjaśnień. Owszem, wyjaśnienia te następują, ale w moim wydaniu przypisy znajdują się na końcu książki, a do tego poskąpiono w tekście jakichkolwiek odsyłaczy do nich. Powinnam więc zgadnąć, że to zdanie powinno mnie rozbawić (bo na przykład odnosi się do dzieł znanego powszechnie pół tysiąca lat temu scholastyka), a następnie sprawdzić szczegóły. Niestety, to tak nie działa, a tłumaczenia potrafią zabić dowcip. Szczególnie czytane hurtem.

Kiedyś jednak dzieło musiało bawić niezmiernie i/lub grać na nosie cenzurze, bo Autor zdecydował się wydać pierwszą księgę pod pseudonimem. Cóż, kilka do dziś celnych żarcików jest...

Trudno doszukiwać się uczciwej fabuły — na początku wiele opisów, ile i jakiego jedzenia, strojów itp. potrzebuje młody olbrzym. Potem epizody z młodości. Ostatnia księga pierwszego tomu poświęcona jest głównie rozważaniom Panurga (przyjaciel Pantagruela), czy powinien się ożenić, czy też nie. Przy tym, dość monotonnie, ciągle według tego samego schematu: owszem, powinien się ożenić, bo to mu przyniesie mnóstwo korzyści, ale rogów przy tym nie uniknie. Ogólnie — sporo różnych wyliczanek, od spisu książek do listy przekleństw.

Bohaterowie zmieniają się w zależności od potrzeb. Czasem są tak wielcy, że mogą utopić wrogów w urynie, a w gębie mają wioskę pełną ludzi, czasem swobodnie rozmawiają ze zwykłymi śmiertelnikami. Jakby całość była pisana od sceny do sceny, bez ogólnego planu.

Do języka nie mam zastrzeżeń. Na marginesie — podziwiam Boya-Żeleńskiego. Już sama liczba przetłumaczonych książek imponuje. A i jakości nie można niczego zarzucić...

2 komentarze:

  1. No i wydanie z Wydawnictwa MG ma świetne okładki - do obu tomów (ks. I-III i IV-V) - przeróbki dzieł jednego z moich ulubionych malarzy: Pietera Bruegla Starszego (sam olbrzym to powiększony jeden z tancerzy z obrazu "Taniec wiejski").

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe. Moje wydanie jest stare, pochodzi z 1955, i w roli ozdobników występuje wyłącznie obwódka z różnych rzeczy naszkicowanych na okładce.

      Usuń