sobota, 19 września 2020

"Bogowie Słowian" — chaotyczna polemika

Tytuł:       Bogowie Słowian
Autor:       Tomasz Kosiński
Wydawnictwo: Bellona        
Rok wydania: 2019           

Właściwie, to niewiele w tej książce napisano o bogach. Brakowało mi ich przygód, związków rodzinnych (takie zdrady Zeusa na przykład — ileż kolorów one wnoszą do greckiej mitologii! I ileż postaci dokładają ;-) ), wojen i przymierzy, obowiązków... Co więc jest? Mnóstwo polemiki z innymi autorami; co Iksiński napisał na ten temat i dlaczego się mylił. Sporo wyliczanek, na przykład nazw geograficznych jakoś tam wiążących się z imieniem danego bóstwa. I stwierdzenie, że bóg najprawdopodobniej miał coś wspólnego z księżycem albo słońcem. A przynajmniej z jasnością lub ciemnością. Zdaję sobie sprawę, że źródła na temat słowiańskiej mitologii są nieporównanie uboższe niż wspomnianej greckiej, ale dawno temu czytałam coś po rosyjsku o podobnej tematyce i tam pisano o bogach słowiańskich, a nie o ich badaczach, więc można.

Ponadto dostajemy bardzo dużo rozważań na temat etymologii. Niekiedy wydają mi się strasznie naciągane. Dlaczego na przykład doszukiwać się słowiańskich korzeni słowa "Hungary"? Ani to lud słowiański, ani wyraz słowiański... Jeśli już, to dlaczego nie Madziarowie albo Węgrzy? Inna ciekawostka to pierogi i pierniki składane w ofierze Perunowi. Autorowi wystarczą dwie litery, żeby dopatrywać się daleko idących skojarzeń i połączeń. Można by pomyśleć, że Prasłowianie byli świetnymi szaradzistami i zajmowali się głównie tworzeniem anagramów. Pierwszą sylabę z jednego miejsca, drugą z całkiem innego, dla niepoznaki zamieszać w porządku liter i oto nazwa boga.

Trochę mi to wszystko zalatuje turbosłowianizmem. Z książki można wywnioskować, że Słowianie utrzymywali ożywione kontakty ze Starożytnym Egiptem (bóg Ra), Indiami (wedy, bogowie hinduscy), Persją (Ahura Mazda z Arymanem też często się pojawiają), nadali (OK, pośrednio) nazwę Szkocji (od skot — bydło)... Ponadto przewidzieli równoważność masy i energii i nie pamiętam, jakich jeszcze cudów dokonali.

Wszystko to podane jest dość chaotycznie. Sama nie wiem, w ilu różnych miejscach pojawia się informacja, że Swarożyc był synem Swaroga. W porządku, to akurat kupuję, ale dlaczego trzeba to wielokrotnie powtarzać?

Irytował mnie również egocentryzm Autora. Ciągle wspomina o swoich wcześniejszych książkach. Czasami — że coś w nich udowodnił. No, jeśli w podobny sposób, jak w tej, to nie czułabym się przekonana. Na tle tych uwag nawet wzmianka we wstępie, że część ilustracji wykonała córka Kosińskiego, zaczyna wyglądać jak autoreklama.

No właśnie — dużo ilustracji. I tych wyżej wspomnianych, i rycin przedrukowanych z innych prac. Garść zdjęć. Do tego rysunki znaków przypisywanych różnym bytom. Na końcu książki znajduje się około trzydziestu stron bibliografii. Nie ma żadnego indeksu, a przydałby się jakiś drogowskaz w tym chaosie.

Z poziomem językowym tak średnio — błędów niespecjalnie dużo, ale różne. Powtórzenia, literówki, gdzieś tam samogłoski pomylone ze spółgłoskami...

2 komentarze:

  1. To nie "trochę" zalatuje turbosłowiaństwem - Kosiński to jeden z czterech muszkieterów turbolechityzmu od Bellony (Bieszk, Szydłowski, Kosiński, Dębek). Kosiński to człowiek bez merytorycznego przygotowania, wyznawca wszelakich dziwnych teorii, do tego ponoć nadużywający alkoholu. Prowadzi jakąś tam agroturystykę na Filipinach - jeden z jego gości, lekarz (chyba nawet onkolog) opisywał, jak pijany Kosiński tłumaczył mu, że raka leczy się jedząc pestki z moreli. W pierwsze swojej książce Kosiński poważnie traktuje "teorię" o Ario-Lechitch przybyłych z kosmosu. A tu możesz zobaczyć jego poziom merytoryczny:

    https://seczytam.blogspot.com/2019/10/dlaczego-turbolechita-kosinski-nie-jest_25.html

    Jeśli interesuje Cię słowiaństwo, z najnowszych pozycji polecam Sikorskiego i Łuczyńskiego. Przede wszystkim pod kątem ograniczeń ich dyscyplin (Sikorski to historyk, Łuczyński językoznawca). Moim zdaniem, od tych dwóch pozycji powinno się zacząć zaprzyjaźnianie z religią Słowian. Poznanie ograniczeń uodparnia nie tylko na turbosłowian, ale też pozwala na właściwy dystans do hipotez produkowanych przez naukowców.

    Oczywiści Sikorski i Łuczyński też swoje hipotezy produkują, można się z nimi zgadzać, ale nie trzeba :) Natomiast jako szczepionki na zbyt fantazyjne pomysły - bezcenni :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż tak? Nie znam tematu, to nie rozpoznałam.
    Słowiaństwo interesuje mnie nie bardziej niż wiele innych dziedzin nauki. Ot, wpadła w ręce książka, to zajrzałam, co jest w środku. Jak wpadną Sikorski z Łuczyńskim, to też wykorzystam, dzięki za polecenie.

    OdpowiedzUsuń