środa, 2 listopada 2016

"Wojna i pokój" — nuda i irytacja

Tytuł:             Wojna i mir  
Tytuł tłumaczenia: Wojna i pokój
Autor:             Lew Tołstoj  
Wydawnictwo:       EKSMO-Press  
Rok 1. wydania:    1869         

Uch, bardzo długo męczyłam tę książkę, a ona męczyła mnie. Może i półtora wieku temu Pan Hrabia raczył napisać odkrywczą i nowatorską rosyjską epopeję narodową. Teraz... Mam wrażenie, że dzieło niesamowicie się zestarzało, pełno w nim dłużyzn, postacie plotą w kółko te same banały, a Autor na całe gardło opiewa idee niegdyś konserwatywne, obecnie zmurszałe. Może to patriotyzm, ale głośniej przemawiają do mnie poglądy na temat pańszczyzny przedstawione w "Panu Tadeuszu" (wydanym wszak kilkadziesiąt lat albo epokę wcześniej niż "Wojna i pokój") od tych wyznawanych przez Tołstoja. A może po prostu wiem, do czego rosyjski feudalizm doprowadził.

Bohaterowie to banda głupców. Wspominałam już kiedyś, że takich nie znoszę? Arystokracja przesiaduje w salonach, sypie bon motami, latami przelewa z pustego w próżne, z fascynacją bada czubek własnego nosa. Dla mnie to plejada negatywnych postaci. Tylko jeden człowiek w powieści wydaje się myśleć w miarę logicznie, ale umiera. Irytował mnie brak postaci, której mogłabym kibicować.

Najciekawszy aspekt książki to stosunek do Napoleona. Jak się okazuje — nie każdy naród umieszcza Bonapartego w hymnie, lubi go i szanuje. Zainteresowanie odmiennym podejściem szybko jednak przerodziło się w rozbawienie (naprawdę cesarz Francuzów był tak kiepskim dowódcą?) i znudzenie, gdy te same stwierdzenia wałkowano na dziesiątkach stron i powtarzano nie rzadziej niż co pół setki.

Naiwne próby wywyższenia Rosjan kosztem atakujących jako żywo przypominały stosunek Kalego do kradzieży krów. Napoleon nie potrafił powstrzymać grabieży i pożaru Moskwy, bo jego własne wojska go nie słuchały — taki marny oficer! Kutuzow nie potrafił powstrzymać niepotrzebnych ofensyw na wycofującego się napastnika, bo wspaniali chłopcy aż palili się do walki — tacy dzielni żołnierze! Tak właściwie, to nie wiadomo, po co Europie były Wellington i Waterloo, przecież Napoleon został rozbity przez Kutuzowa pod Borodino. A że Rosjan zginęło wtedy więcej niż Francuzów, a Bonaparte wkrótce po bitwie zajął Moskwę? Oj, tak jakoś wyszło.

Najgorsze ze wszystkiego były Tołstojowskie wstawki historiozoficzne. Pogląd, który dałoby się streścić jednym zdaniem, zostaje drobiazgowo, w wielu rozdziałach, wyjaśniony czytelnikowi. Co gorsza, widzę w tych rozważaniach więcej infantylizmu niż świeżości i odkrywczości. A kiedy jeszcze Autor zaczyna przytaczać przykłady z fizyki... No, jeśli nie ma się pojęcia o związku między elektrycznością a ciepłem, to po co o nim pisać?

Język. Czytałam w oryginale, więc nie potrafiłam w pełni docenić bogatego słownictwa (cieszyłam się, że rozumiem), ale rzucały mi się w oczy powtórzenia. Może i w rosyjskim nie uznaje się ich za błąd. Ale chociażby Bułyczow jakoś sobie radzi z wynajdowaniem synonimów.

Ale ostatecznie Lew Nikołajewicz pogrążył się poglądami na temat płci pięknej. Mojej płci, tak się składa. Oj, przeciwstawienie kobiet mądrych kobietom prawdziwym, maleńki rozumek... Po prostu nie.

2 komentarze:

  1. Trafiłam na Twój komentarz na LC i zgadzam się w 100% - Jezusie, jak mnie ta powieść wymięła i wymęczyła! Cieszyłam się na nią, bo uwielbiam Annę Kareninę, ale to była porażka - rozpisałam sobie kto z kim i za ile, bo inaczej myliłyby mi się postacie. Ta książka nie wniosła nic w moje życie, może tylko zmarnowany miesiąc. Jeszcze pół biedy "pokój", bo coś się działo, ale "wojna" - aż mi się flaki przewracały na te ofensywy i szarże! No i płachta na byka: Maria Bołkońska była "nieładna", jakby do jasnej anielki to było w życiu najważniejsze. Helena była piękna, i co? Zresztą żadna z heroin WiP mnie nie porwała. A Pierrem się rozczarowałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, dopiero teraz zauważyłam Twój komentarz. Stary wpis i tej linii obrony będę się trzymać. ;-)
      Miło mi, że się zgadzamy.
      Mnie też nudzą opisy wojenne. Krew, flaki i smród - czym tu się tak podniecać?
      Kwestia urody Marii. Cóż, jeśli wychodzi się z założenia, że mądra kobieta nie jest prawdziwą kobietą, to pewnie brak urody musi wydawać się porażką życiową.
      Mnie bardziej irytowało robienie pozytywnego bohatera ze straszliwie ograniczonego umysłowo Bezuchowa. Facet tak głupi, że nie potrafi zaprzeczyć, kiedy mu wmawiają, że właśnie się oświadczył? Kobiecie, która w posagu wniosła mu głównie potężne poroże? Raczej nie.

      Usuń