poniedziałek, 15 października 2018

"Tożsamość" — nietuzinkowy pomysł

Tytuł:           Tożsamość            
Tytuł oryginału: Hors de moi          
Autor:           Didier Van Cauwelaert
Wydawnictwo:     Sonia Draga          
Rok 1. wydania:  2003                 

Thriller oparty na interesującym pomyśle. Protagonista wychodzi ze szpitala, a tu okazuje się, że jego żona mieszka z jakimś obcym facetem, który wszędzie podaje się za bohatera. Nawet dokumenty ma i bezczelnie je okazuje. Ukradli mu tożsamość! Protagoniście nikt nie wierzy, policja każe nie zawracać głowy, a lekarz przebąkuje coś o podróżach poza ciało i opętaniach. Główny wątek nasuwał skojarzenia z "Tożsamością Bourne'a", ale podejście jednak całkiem inne.

O dziwo — jak okazuje się na końcu — istnieje niemetafizyczne wyjaśnienie całej tej sytuacji. To rozwiązanie sprawia, że finisz zaskakuje. Lubię to uczucie, kiedy nagle kawałki układanki zaczynają pasować, a obrazek w ogóle nie przypomina pierwotnych założeń. Za to plus.

Jednak z drugiej strony, kiedy już zna się wytłumaczenie wszystkich dziwnych zjawisk, do głowy wpełza myśl, że wobec tego żona i podszywający się obcy facet postąpili bezsensownie. No, w żadnym wypadku nie powinni tak się zachować! Fakt, wtedy nie byłoby książki, ale dziura w logice uwiera. A i mniejsze szczelinki się trafiają.

Uwagę zwraca interesujące tło. Protagonista jest botanikiem i widać, że wie sporo o roślinach. Przy tym nie przytłacza nudnymi wykładami, lecz potrafi rzucić ciekawostką. Na przykład, jak sprawił, że amerykański sąd zaakceptował zeznania szklarniowych roślin w sprawie morderstwa. Nie mam pojęcia, ile w tym prawdy, ale historyjka mi się podobała.

Postacie nie porażają głębią, ale i nie są strasznie płytkie. Narracja pierwszoosobowa, więc wybija się głównie protagonista, który już w końcu sam nie wie, kim właściwie jest... Poznajemy jeszcze nieco dokładniej taksówkarkę, która pomaga głównemu bohaterowi i na tym właściwie koniec. Reszta bohaterów pojawia się tylko sporadycznie, w pojedynczych scenach.

Pod względem językowym nie mam uwag, ale tak wielką czcionkę, to chyba ostatnio widziałam w "Elementarzu". Spokojnie można było oszczędzić wiele drzew i zużyć połowę papieru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz