piątek, 10 lipca 2020

"Kirke" — feministycznie

Tytuł:           Kirke          
Tytuł oryginału: Circe          
Autor:           Madeline Miller
Wydawnictwo:     Albatros       
Rok 1. wydania:  2018           

To fabularyzowana (i pewnie trochę zmyślona, ale brak mi wiedzy, by określić, w jakim stopniu) wersja mitów o Kirke, czarodziejce/czarownicy, która uwiodła Odyseusza i przetrzymała go przez rok na swojej wyspie. Od przyjścia na świat w pałacu Heliosa do... Hmmm, nie do śmierci, bo Kirke jest nieśmiertelna. Powiedzmy, że do miejsca, w którym kończą się mity na jej temat.

To również opowieść o kobietach w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Od samego początku — wiadomo, że ojcem Kirke jest bóg słońca. Ale kto ją urodził? Być może Perseis, a może jednak Hekate. Kogo to obchodziło? I tak na każdym kroku — bogowie i tytani są ważni, silni, słucha się ich z uwagą, ale nimfy nie mają większego znaczenia. A jeśli jeszcze nie są zbyt urodziwe, to ich wartość spada właściwie poniżej zera.

Żeglarze przybywający w gościnę do Kirke czują, że mogą ją dowolnie wykorzystać. Więc zaczynają gwałcić tuż po usłyszeniu, że mieszka bez żadnego mężczyzny, który mógłby stanąć w jej obronie. Nawet nastoletni chłopiec wydaje się ważniejszy i silniejszy niż dorosła kobieta. Cóż, tym razem trafiła kosa na kamień, a złoczyńcy skończyli jako świnie. Dosłownie, nie tylko metaforycznie.

Podejrzewam, że właśnie to akcentowanie siły kobiet na każdym kroku zdecydowało o poczytności książki. Oprócz tego Miller zbudowała ciekawe postacie. Bogowie są tak nieludzcy, że praktycznie amoralni. Zwykłe zasady ich nie dotyczą. To też jest podkreślone w powieści.

Fabuła raczej nie wnosi wiele nowego, ale jest ubrana w interesujące szczególiki sprawiające, że przyjemnie się czyta.

Na końcu książki znajduje się spis postaci mitologicznych występujących w powieści (wraz z krótkimi notkami biograficznymi) w podziale na tytanów, bogów i śmiertelników.

Nie zauważyłam wpadek językowych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz