poniedziałek, 6 lipca 2020

"Morderstwo w Orient Expressie" — nietypowy morderca

Tytuł:           Morderstwo w Orient Expressie
Tytuł oryginału: Murder on the Orient Express 
Autor:           Agatha Christie              
Wydawnictwo:     Wydawnictwo Dolnośląskie     
Rok 1. wydania:  1934                         

Jeden z najbardziej znanych kryminałów Autorki. Morderstwo dość nietypowe, ale nie zamierzam zdradzać szczegółów, bo może jednak ktoś jeszcze nie poznał rozwiązania zagadki (chociaż ja znałam — z filmu). Rzeknę tylko, że każdy z mocno ograniczonej (pociąg utknął w zaspach, nikt nie mógłby wymknąć się z wagonu, nie zostawiając śladów na śniegu) liczby podejrzanych wydaje się mieć alibi. No i dlaczego miałby nagle zaatakować współpasażera? To, że facet wygląda antypatycznie, to trochę mało, żeby od razu łapać sztylet...

Klasyczne morderstwo — zbrodniarz jest wśród nas i trzeba go tylko wykryć. W tym celu Poirot, podróżujący tym akurat pociągiem przez przypadek, przesłuchuje wszystkich pasażerów, sprawdza ich bagaże... Ale kto trzymałby we własnej walizce obciążające dowody?

Niektóre rozwiązania mnie nie przekonały. Naprawdę można odczytać treść ze spopielonego papieru? I to w warunkach polowych? Przecież wystarczy toto tknąć, żeby rozpadło się w pył. A to chyba źródło najważniejszej informacji, bodaj jedynej, której detektyw nie kwestionuje.

Książka świetnie przemyślana i zaplanowana. Jeśli znajduje się chusteczkę z monogramem, to na upartego można ją przypisać do połowy podejrzanych. Chociaż na pierwszy rzut oka imiona i nazwiska pasażerów zaczynają się od różnych liter.

Jak zawsze u Christie — dostrzegam inność opisywanych czasów. Pociąg utknął w zaspach, nie wiadomo, jak długo to potrwa. Ale nikt się nie piekli, nie grozi adwokatem, nie domaga się zawiadomienia partnerów. Ot, siła wyższa, a wokół sami dżentelmeni. Wagon restauracyjny serwuje normalne posiłki, a jak trzeba, to i koniaczek na uspokojenie. Nikt nie wydaje się przejmować zapasami jedzenia czy innymi przyziemnymi drobiazgami. Złoty wiek...

I podróżują sobie ludzie na bogato — nawet pokojówki jeżdżą w drugiej klasie, co oznacza, że w ich przedziałach znajdują się dwie kuszetki, nie jedna. Umywalka wydaje się być obowiązkowa w każdym. A plebs cisnący się w trzeciej klasie jakby nie istniał. Chociaż w momencie wydania książki — około połowy lat trzydziestych — sytuacja gospodarcza w Europie chyba nie wyglądała tak różowo.

Z usterek językowych: gdzieś tam zobaczyłam paryżankę wielką literą, ale nie jestem pewna, czy biedactwo było osamotnione, czy też to uporczywy błąd.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz