czwartek, 6 sierpnia 2020

"Ciemny las" — widać chińszczyznę

Tytuł:           Ciemny las
Tytuł oryginału
黑暗森林   
Autor:           Cixin Liu 
Tom:             2         
Wydawnictwo:     Rebis     
Rok 1. wydania:  2008      

Kontynuacja "Problemu trzech ciał". Nadal interesujące pomysły, nadal wyraźny odcisk "chińskości". Widać, że to nie wysilony sequel o odcinaniu kuponów, tylko część historii od razu zaplanowanej na kilka tomów. Nie wszystko kupuję bezkrytycznie, ale lektura daje do myślenia.

W kierunku Ziemi wystartowała wroga flota licząca setki statków. Należy się ich spodziewać za jakieś czterysta lat. Co gorsza, wśród ludzi krążą sofony — innowymiarowe maleństwa, które potrafią obserwować wszystko, niezależnie od stopnia ukrycia czy kroków podjętych dla zachowania tajemnicy. Czyli obcy śledzą rozmowy ludzi, ich zachowania, mogą przeczytać każdy tekst, który został napisany, w jakimś stopniu kontrolują rozwój nauki... Trudno walczyć z takim wrogiem, ale sytuacja jeszcze nie jest beznadziejna.

Problem ludzkości mierzącej się z masowym atakiem obcych nie jest nowy w fantastyce — pisał o takiej sytuacji chociażby Card. Interesująco wyglądają różnice między amerykańskim a chińskim podejściem. To pierwsze jest bardziej optymistyczne, podczas gdy Cixin wiele miejsca poświęca problemowi defetyzmu. Znaczącą rolę w tworzonej armii odgrywają oficerowie polityczni, bohaterowie często zwracają się do siebie per "towarzyszu"... Do tego dochodzą liczne nawiązania do chińskiej literatury i sztuki. Książka wypada dość egzotycznie.

Owszem, niewidzialni podglądacze obcych robią ogromną różnicę w fabule, ale jestem przekonana, że nie tylko oni odpowiadają za rozbieżności w wydźwięku. Ogólnie tacy superszpiedzy to pomysł w miarę nowy w fantastyce, rodzi nowe ograniczenia, ale i nowe możliwości. Na przykład Ziemianie, w ramach przygotowań do walki, ustanawiają instytucję "Wpatrujących się w ścianę". Warto zapoznać się z pomysłami Autora, bo wioną świeżością.

Nie przekonują mnie natomiast zdrajcy. Obcy wprost proszą jednego z nich, żeby pomógł w likwidowaniu ludzkości, i mówią, że potem jego organizacja również zostanie zlikwidowana. A facet na to OK i pomaga. Nie rozumiem tego podejścia, nie bardzo wierzę, że ktoś mógłby do tego stopnia wyprzeć się człowieczeństwa, żeby szkodzić ludzkości nawet nie w zamian za obietnicę władzy, bogactwa itp., lecz wiedząc, że sam umrze po wykonaniu zadania.

Nie zauważyłam wpadek językowych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz