Autor: Henning Mankell
Archeolożka wracająca na chwilę między konferencją a wykopaliskami do ojczyzny znajduje zwłoki syna w jego mieszkaniu. Policja uznaje, że to było samobójstwo, ale matce coś się nie zgadza. Odnajduje byłego męża i razem próbują ustalić, jak i dlaczego zginęło ich dziecko. Chociaż przeważnie kobieta jest sama.
Śledztwo prowadzone przez nią jest strasznie amatorskie. Napędzane winem, snami i przekonaniem o własnej racji. Pozbawione analiz laboratoryjnych, zabezpieczenia i w ogóle całego zaplecza policyjnego. Bohaterka miota się po kilku kontynentach, dowiadując, że wcale nie znała syna. Ciekawe, skąd miała aż tyle pieniędzy na bilety, bo lata bez opamiętania. A i hotele na ogół proponują jej najdroższe. Niby jest to jakoś wyjaśnione, ale nie poczułam się przekonana.
Syn za życia nic jej nie mówił, ale po śmierci pozostawił łańcuszek tropów. Tu jakieś pliki, tam łatwa do odnalezienia kobieta, jeszcze gdzie indziej zostawiona u kogoś przesyłka. Wydaje mi się to wszystko mało wiarygodne. Albo ukrywa się informacje konsekwentnie, albo aranżuje jakiś zaufany sposób, żeby list z wyjaśnieniami trafił do właściwej osoby, bez narażania nikogo na niebezpieczeństwo, nerwy i nieliche koszty. A podczas poszukiwań trup ściele się na tyle gęsto, że aż znielubiłam zmarłego. Dziwnie egoistycznie wypadł, a podobno taki dobry z niego chłopiec był.
Przy okazji książka porusza ważny problem społeczny (nie chcę zdradzać jaki, bo wiązałoby się to ze spoilerami). Jako kryminał jest raczej irytująca, ale może skłonić do namysłu.
Nie zauważyłam wpadek językowych.
Pracując swego czasu w muzeum miałem przyjemność poznać w życiu kilkoro archeologów i archeolożek w różnych częściach kraju (mam na myśli takich pracujących w swoim zawodzie, nie "administrative supporterów" w korpo, z dyplomem mgr archeologii) i o żadnym z nich nie powiedziałbym, że są ludźmi szczególnie majętnymi :-) Więc ciekawszym wątkiem od tego trupa wydaje mi się właśnie motyw nieograniczonych przelotów i drogich hoteli :-D ja też tak chcę :-D
OdpowiedzUsuńMoże w Szwecji zarabiają więcej... No i część kasy wzięła od byłego męża. Ale sam bilet z Europy do Australii musi kosztować od cholery kasy. A bohaterka jeszcze na ogół kupuje te bilety na szybko, na najbliższy wolny termin, bez ustalonej daty powrotu, zmienia zdanie w połowie... A w pracy tak jakby miała urlop. Na tyle długi, że raczej bezpłatny.
OdpowiedzUsuń