Tytuł oryginału: The Shape of Night
Autor: Tess Gerritsen
Wydawnictwo: Albatros
Ni to romans, ni to kryminał, ni to fantastyka, ni to powieść gotycka, ni to obyczajówka... Bohaterka siedzi w wynajętym starym domu na odludziu, rozpamiętuje swoje minione grzechy, chla na umór, marzy o mężczyźnie i przeżywa ostry seks z duchem pierwszego właściciela domostwa.
Irytowała mnie ta protagonistka. Robi flaszkę wina za flaszką (w samotności!), czasem dla urozmaicenia wypije szklaneczkę whisky i myśli o seksie. Ewentualnie zawraca głowy innym ludziom. I bardzo długo nic ciekawego się nie dzieje. Tylko wino, duchy i seks.
W pewnym momencie nawet nie mogłam się doczekać, kiedy wreszcie tę kobietę trafi jakiś szlag i zacznie się prawdziwy kryminał (bo tego oczekiwałam po Autorce). Albo chociaż thriller obiecywany na okładce. A tu skrzyżowanie "50 twarzy Greya" ze "Zmierzchem". Wątków kryminalnych tyle, co kot napłakał — znajdują jakieś zwłoki, ale śledztwo raczej niemrawe i toczy się z dala od bohaterki.
Dopiero mniej więcej w dwóch trzecich powieści coś tam drgnęło, zaczęło się jakieś zagrożenie i mogłam protagonistce kibicować. Bo wcześniej wcale nie życzyłam jej dobrze. Od tego momentu czytało się o wiele lepiej.
Nie zauważyłam wpadek językowych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz