Autor: Katarzyna Puzyńska
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Czwarty tom sagi kryminalnej o Lipowie. Tym razem akcja przeniosła się w okolice Lipowa (nie wykluczam, że we wiosce żywi zostali już tylko policjanci z rodzinami), ale trup nadal ściele się gęsto. Dla odmiany mamy zbrodnie z domieszką szachową — szachownice z początkiem tej samej słynnej partii w miejscach morderstw oraz inne elementy.
Czytało się o tyle przyjemnie, że najbardziej antypatyczny policjant nie brał udziału w śledztwie. W kategorii niemiłych typów próbowała godnie go zastąpić przyjezdna pani prokurator z takimi problemami (czasami nieco wydumanymi), że starczyłoby ich na trzy osoby. Ale durnego macho nie przebiła.
Podejrzanych, ludzi mających motyw oraz nie mających alibi, jak zwykle u Autorki, zatrzęsienie. Wątki atakują szeroką ławą, giną postacie niezupełnie świetlane, więc jest z czego wybierać.
Lipowo musi być niezwykłą okolicą — już wcześniej widać było kumulację nietypowych osobników. Teraz pojawili się jeszcze nowi — dwie firmy produkujące to samo w bliskiej okolicy, kilka majętnych rodzin, w tym ojciec i ojczym nastolatki kłócący się, który ma kupić dziewczynie konia... Z czego oni wszyscy żyją w tej wiosce? Czasami moje zawieszenie niewiary trzeszczało silniej niż przy słabej fantastyce.
Dialogi momentami sprawiały wrażenie bardzo infodumpowych. Bohaterowie mówią o rzeczach, których obie strony są doskonale świadome; "jak dobrze wiesz". Sztucznie wyglądał ten zabieg.
Irytowało mnie ukrywanie informacji przed czytelnikiem. Zdarza się, że policjanci coś odkrywają, strasznie ich to znalezisko rajcuje, natychmiast wzywają posiłki, ale ja dopiero wiele stron później dowiaduję się, co takiego zobaczyli. Czuję się w takich sytuacjach oszukana w wyścigu o wytypowanie mordercy.
Mimo wad, nie czytało się źle. Raczej byłam ciekawa, co stanie się dalej. Albo chociaż co stało się dwa rozdziały wstecz...
Zauważyłam jakąś literówkę czy dwie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz