Tytuł: Wyznaję
Tytuł oryginału: Jo confesso
Autor: Jaume Cabré
Autor: Jaume Cabré
Wydawnictwo: Marginesy
Rok 1. wydania: 2011
Książka zdecydowanie nie przypadła mi do gustu. Historia pewnego człowieka rozciągnięta na ponad siedemset stron. To, że w jego życiu niewiele ciekawego się dzieje, że razem z wybranką próbują skopać, co tylko się da, jeszcze mogłabym zrozumieć. W końcu chyba właśnie tak wygląda niemal każda biografia obserwowana z boku.
Dobija mnie chaos. Narracja miotająca się między pierwszo-, drugo- i trzecioosobową, bez żadnego celu i uprzedzenia, nierzadko w ramach jednego zdania. Oto przykład ze strony 233:
Przeskakiwałem z tarasu na taras położonego na stromym zboczu folwarku Can Casic; [...] z dala od książek, których Adrian nie mógł zabrać za sobą. Albo wspinałem się na wyścigi do zamku [...]
Dla ułatwienia: Adrian to bohater książki, domyślne "ja" na początku każdego zdania.
Moją niechęć pogłębiało zlekceważenie interpunkcji. Podobno tak było w oryginale i Autor uparł się, aby tłumaczenia również pomijały niektóre znaki przestankowe. A przecież te wszystkie przecinki i inne średniki wymyślono w jakimś celu!
Na przykład takie zdanie (?), cytat ze strony 536 w moim wydaniu:
Otworzył drzwi i zobaczył Bernata z torbą sportową w ręku, który go przywitał słowami cześć, mogę wejść?, i wszedł, zanim zdążył powiedzieć wchodź, stary, wejdź.
Albo ze strony 688:
I jeszcze z 730:Zamiast powiedzieć mu właśnie dzwonili ze szpitala czy ma pan telefon ze szpitala, czy po prostu ma pan telefon, zdaje się, że pilny, a nawet lepiej, zamiast powiedzieć telefon do pana i zająć się prasowaniem, co byłoby logiczne, Caterina, która zawsze chciała zasiadać w pierwszym rzędzie, powtórzyła Adrianie, słyszy mnie pan, a ja na to tak, co się dzieje, a ona Saha się obudziła.
Maks odłożył słuchawkę. Nie miał prawa grzebać w życiu tak pogodnego faceta jak Maks.
Wszystko jasne, czyż nie? Naprawdę książka poniosłaby taką wielką stratę, gdyby uzupełnić brakujące dwukropki i cudzysłowy oraz zadbać o podmiot tak domyślny, że trzeba główkować, kto miał nim być? To nie lista błędów, to przykłady.
Wkurzało mnie podejście Autora do czytelników. Jeśli chce, żeby ktoś czytał tę powieść, to dlaczego niepotrzebnie utrudnia? A jeśli nie chce, to po co pokazywał komukolwiek? Jeżeli to jakiś nowy cudowny środek artystyczny, to do mnie nie przemówił.
Ciekawe mogły być przebitki na dzieje skrzypiec, dookoła których kręciło się życie bohatera, ale też pojawiały się ni stąd, ni zowąd i w rezultacie, tylko jeszcze bardziej irytowały.
Jedyny sympatyczny akcent stanowiła wzmianka o naszej noblistce, Szymborskiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz