Tytuł: Bajki robotów
Autor: Stanisław Lem
Wydawnictwo: Biblioteka Gazety Wyborczej
Rok wydania: 1964
Zbiór kilkunastu bajek, jakie mamy robocice mogłyby opowiadać malutkim robociątkom przed snem. Gdyby roboty potrzebowały snu i miały dzieciństwo. Ciekawie odwrócone strony — to ludzie (o ile w ogóle się pojawiają) są dla bohaterów stworami egzotycznymi, niezrozumiałymi i bardzo odległymi.
Uwagę zwraca przede wszystkim niesamowity język, stworzony przez Autora. Piękna mieszanka staropolskiego z terminami technicznymi, obfitująca w neologizmy — elektrycerze, bladawce, kosmolud i wiele innych. Warto wczytywać się uważnie w te konstrukcje. W posłowiu dialekt nazwany zostaje "starorobocim". Nieźle oddaje cechy narzecza, a do tego sam w sobie stanowi miły paradoksik.
Historyjki niby o robotach, ale jakichś dziwnych: miotanych różnymi uczuciami, od strachu, przez zawiść, do miłości, pragnących a to władzy, a to bogactwa... Jakby znowu ktoś pisał o ludziach z ich licznymi przywarami...
Co najmniej jedną z bajek przerabialiśmy w podstawówce. Do dziś zapamiętałam klejnoty "z trójcy gazów szlachetnych rżnięte". Może dlatego, że interesowałam się wtedy chemią, a może obraz przemówił do wyobraźni. No bo kamień z gazu szlachetnego — czy może istnieć coś bardziej godnego wysiłków jubilera? Nie zwróciłam natomiast uwagi na zawołanie bitewne rodu Triody. Chyba jednak to nie są bajeczki dla dzieci. Mnóstwo w tych opowiastkach aluzji i smaczków niedostrzegalnych dla młodych umysłów.
Ładnie dopracowane światy, z bizantyjską tytulaturą władców, z wymyślnymi urzędami na dworach. Także i przedstawiane uniwersa odzwierciedlają mistrzowskie splątanie nauki z baśniami. Bajki dopieszczone aż do ostatnich zdań. Nie są to standardowe słowa "żyli długo i szczęśliwie" ani "a ja na tym weselu byłem", lecz mitopodobne nawiązania do rzeczywistości, uzasadnienia dla przedstawienia danej historii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz