niedziela, 12 marca 2017

"Dotyk zła" — przygłupi policjanci

Tytuł:           Dotyk zła           
Tytuł oryginału: A Perfect Evil      
Autor:           Alex Kava           
Wydawnictwo:     HarperCollins Polska
Rok 1. wydania:  2000                

Wydaje mi się, że oryginalny tytuł lepiej pasuje do powieści. Tłumaczenie niepotrzebnie nasuwa skojarzenia ze "złym dotykiem", które zwodzą na manowce. Kryminał o tyle nietypowy, że tożsamość seryjnego mordercy poznajemy dość wcześnie, potem tylko czekamy, aż policja dojdzie do podobnych wniosków. Owszem, pozwala to grać na emocjach (ach, ach, czy uda się złapać łotra, zanim padnie kolejna ofiara?), ale znika cała zabawa ze zgadywaniem.

Jak na kryminał, dostajemy mocno zarysowane wątki romantyczne. Piękna agentka FBI i przystojny szeryf, dziennikarka samotnie wychowująca syna i odrażający zastępca szeryfa... Trochę przeszkadzają drobiazgi, że agentka już ma męża, a zastępca właściwie najchętniej zadowoliłby się gwałtem, bez angażowania w jakieś męczące związki emocjonalne. Ale i tak troje ze wspomnianych ludzi zadziwiająco często nie używa mózgu do podejmowania decyzji.

Postacie wydają mi się przerysowane — bardziej przypominają czarno-białych bohaterów komiksów niż żywych ludzi. Podział na złych i dobrych ostro zakreślony (z jednym wyjątkiem). Właściwie, chyba najbardziej interesujący psychologicznie, kierujący się najciekawszymi motywami, najstaranniej zbudowany, jest morderca.

Strasznie irytowała mnie głupota policjantów. Rozumiem, że ratunek w ostatniej chwili zwiększa dramatyzm, ale nie dałoby się osiągnąć tego efektu bez robienia idiotów z gliniarzy? Agentka gubi komórkę, znajduje ją morderca. I nikt nie pomyśli, żeby namierzyć aparat? Dopiero metodą dzwonienia na numer i słuchania, gdzie hałasuje? Cud, że baterie nie padły. Po długim poszukiwaniu wreszcie przypadkiem dostrzegają samochód, do którego wciągnięto jedną z ofiar. Ale są tak zmęczeni, że idą się przespać, wracają zbadać auto dopiero następnego dnia. Zresztą, "badanie" to zbyt poważne słowo. Szeryf przeszukuje pikapa przy świetle latarki. Co ciekawego znajdzie — chowa do kieszeni. O mikrośladach i odciskach palców pewnie na Harvardzie nie wspominali. Agentka podejrzewa, kto stoi za morderstwami, ale policja nie ma nakazu aresztowania, więc nic nie może zrobić. Serio? Nie da się postawić gliniarza przed domem faceta, żeby go śledzić i ewentualnie zapobiec kolejnej śmierci? No, czy tak zachowują się ludzie, którym zależy na ujęciu zbrodniarza?

Język szału nie robi. Jest trochę literówek, czasami powtórzenie lub jakiś inny drobiazg.

Ogółem — książka nastawiona raczej na granie na uczuciach czytelnika niż na logiczne rozwiązanie zagadki. Z wykorzystywaniem motywu krzywdzonego dziecka włącznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz