piątek, 24 marca 2017

"Przygody z Arsenem Lupinem" — naiwnie

Tytuł:           Przygoda z Arsenem Lupinem
Tytuł oryginału: Le Triagnle d'Or          
Autor:           Maurice Leblanc           
Wydawnictwo:     Krajowa Agencja Wydawnicza
Rok 1. wydania:  1918                      

Ech, oczekiwałam kryminału albo chociaż powieści sensacyjnej, a tu romansidło. Polski tytuł nie przypadł mi do gustu — zdaje się, że Arsen Lupin miał same przygody, więc napis na okładce niewiele mówi. Oryginalny jest znacznie lepszy — pozwala jednoznacznie stwierdzić, o co toczy się gra, wyróżnia tę akurat historię.

Postacie mnie irytowały. Główni bohaterowie nic nie robią, tylko milkną ze wzruszenia, wzdychają albo opowiadają, jak bardzo się kochają. Słów są pełni, ale kiedy wypada przejść do czynów, skromnie czekają, aż ktoś inny rozwiąże problem. Rozmemłane lebiegi. Aż trudno uwierzyć, że książkę napisano długo po epoce romantyzmu. Bardzo nie podoba mi się sposób, w jaki Patryk traktuje swojego czarnoskórego służącego. Może sto lat temu to śmieszyło, teraz robi z protagonisty bufona i durnia. Za to tytułowy Lupin jest tak genialny, że rozwiązuje zagadki samą swoją obecnością — wystarczy, że spojrzy i już wszystko jasne. Ten pętak Holmes, zmuszony do posiłkowania się dedukcją (załóżmy), nie zasługuje na czyszczenie mistrzowi butów.

Fabuła też mnie nie przekonała, pełno zaskakujących zbiegów okoliczności, niektóre rzeczy wydawały się tak straszliwie naciągane, że aż trzeszczały. Ale przyznaję, że jakieś tam zaskoczenie w końcówce było.

Akcja niby toczy się w 1915 roku, w ogarniętej wojną Francji, ale tego klimatu jakoś w ogóle nie czuć w książce. Ot, podróże zagraniczne utrudnione, więcej kontroli, silniejsza cenzura, wielu pojawiających się na kartach powieści żołnierzom brakuje jakiejś kończyny... Ale nie widać, że życie codzienne zostało jakoś utrudnione, że w sklepach czegokolwiek brakuje, że ludzie czują się zagrożeni. Cóż, może Francuzi wyjątkowo lekko przechodzili choroby zwane wojnami światowymi.

Język lekko archaiczny, z notorycznie używaną konstrukcją pan(i) + druga osoba liczby pojedynczej. Nieco przeszkadzało mi zapisywanie liczb przy pomocy cyfr, a nie słownie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz