poniedziałek, 28 maja 2018

"Moby Dick" 1 — przegadane

Tytuł:           Moby Dick      
Tytuł oryginału: Moby Dick      
Autor:           Herman Melville
Tom:             1              
Wydawnictwo:     Czytelnik      
Rok 1. wydania:  1851           

Pierwszy tom najbardziej znanej powieści Melville'a. Zapewne każdy słyszał, że tytułowy Moby Dick to wieloryb, a dokładniej kaszalot. Niezwykły, bo biały (o czym informuje polski podtytuł — "czyli biały wieloryb") i wyjątkowo wredny. Książka opowiada o wyprawie wielorybniczej, na którą zaciągnął się narrator.

Nie da się ukryć, że powieść jest bardzo przegadana. Dość rzec, że załoga Pequoda wypływa dopiero mniej więcej w połowie pierwszego tomu, a wcześniej nie dzieje się zbyt wiele. Za to pełno dygresji i rozmaitych rozważań — o wyborze właściwej oberży, o wystroju odwiedzonego kościoła, o rodzajach wielorybów, o symbolice bieli...

Utwór ma swoje lata. Widać to już przy opisie przyjaciela narratora, Queequega — że bałwochwalca, że ludożerca, że straszny. A o dziwo — niepozbawiony szlachetności. Niby te opisy brzmią sympatycznie, ale jednak zalatują rasizmem i niezłomną wiarą białego człowieka we własną wyższość. Jeśli kogoś nie przekonuje spojrzenie na kolorowych, później narrator rozwiewa wątpliwości — wbrew Linneuszowi uznaje wieloryby za ryby. A te płuca, żyworodność itp. to tylko nieistotne drobiazgi... A i podejście do polowania na walenie wybitnie niedzisiejsze i mało ekologiczne.

Wprost przeciwnie — uwagę zwraca gloryfikacja wielorybników. To im świat zawdzięcza wszystko, co najlepsze. "Jeżeli Japonia, ów kraj na cztery spusty zamknięty, stanie kiedykolwiek otworem, to zasługa przypadnie w udziale tylko i jedynie statkowi wielorybniczemu". No, ja to trochę inaczej zapamiętałam. ;-)

Mimo ciągłego odbiegania od tematu, powieść czyta się całkiem przyjemnie. Przyczynia się do tego żywy język, pełen ubarwień, niekiedy dowcipnych porównań. Bohaterowie notorycznie przenoszą na ląd marynarskie słownictwo — wszystkie sterburty i inne, raczej tajemnicze dla laika określenia — co daje ciekawy efekt. Autor próbuje również eksperymentować z formą — jeden fragment zapisany został jak w dramacie.

Język bogaty, szczególnie w terminologię morską. Większych błędów nie zauważyłam. Interpunkcja odmienna od dzisiejszej, ale mam dość stare wydanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz