niedziela, 10 czerwca 2018

"Krótka historia wszystkiego" — bajki

Tytuł:           Krótka historia wszystkiego  
Tytuł oryginału: A Brief History of Everything
Autor:           Ken Wilber                   
Wydawnictwo:     Jacek Santorski & Co         
Rok 1. wydania:  1996                         

Tytuł tyleż marketingowy, co kłamliwy. Nie dosyć, że Autor próbuje podpiąć się pod Hawkinga, to jeszcze nijak nie wywiązuje się z obietnic. W książce można znaleźć historię nurtów filozoficznych a i to pobieżną. Więcej jest głoszenia tezy, że Kosmos dąży do rozwoju w określonym kierunku — atomy chcą łączyć się w cząsteczki, te w komórki, komórki w większe organizmy, które tęsknią do rozumu, a wszystko przesycone jest duchowością... Cóż, gdyby to była prawda, bakterie już dawno połączyłyby się w superinteligencję, a gazy szlachetne by nie istniały.

Oprócz tego Wilber lansuje podział wszystkich rzeczy (no, przynajmniej zjawisk socjologicznych) na indywidualne i zbiorowe oraz poznawane empirycznie i poprzez interpretację — analizę z wewnątrz. No, można tak podzielić, ale nie wydaje mi się, że z istnienia "Czterech Ćwiartek" wynika aż tyle, ile sądzi Autor.

Książka ma formę wywiadu, która mnie trochę bawiła, a trochę irytowała. Rozumiem, że dialog może sprzyjać wyjaśnianiu różnych pojęć i ma długą historię w tekstach filozoficznych. Ale zazwyczaj mniej lub bardziej fikcyjnym rozmówcom nadaje się jakieś imiona. Tutaj Wilber rozmawia z Wilberem. Sam sobie zadaje pytania, odpowiada, mówi "Ach, już rozumiem", podsuwa uzgodnione wcześniej kwestie, naprowadza na właściwy trop, cytuje siebie... Według mnie bardzo sztucznie to wyglądało.

Autor odżegnuje się od New Age, ale styl bardzo mi się z tym kojarzył. Dużo powtarzania w kółko tego samego, trochę odwołań do wcześniejszych książek Wilbera. Mało definicji. Być może po to, żeby łatwiej było interpretować różne terminy w zależności od potrzeb. Sporo szumnych nazw własnych dla zjawisk od dawna znanych pod innymi mianami. Na przykład "Prawa Ręka" to "empiryzm" lub "poznawanie świata poprzez zmysły". Garść pojęć zaczerpniętych z buddyzmu. Chętnie dowiedziałabym się, co znaczy to czy inne coś-tam-jama, ale tych wyjaśnień zabrakło. Grunt, że zgadza się z tezami postawionymi w książce. Często pojawiają się dramatyczno-poetyckie fragmenty. Przykład ze strony 185:
W twoim sercu galaktyki rodzą się i umierają. Czas i przestrzeń tańczą jak skrzące się obrazy na obliczu promiennej Pustki. Cały wszechświat traci ciężar. Jednym haustem możesz połknąć Drogę Mleczną, położyć sobie Gaję na dłoni i pobłogosławić ją.
Zastosowana argumentacja mnie nie przekonywała. Często sprowadzało się to do wysnuwania wniosków na podstawie anegdotycznych obserwacji albo autorytarnego stwierdzenia, iż "X w swoim dziele wykazał, że...". Wydaje mi się, że filozofowie rzadko cokolwiek wykazują. Raczej postulują.

Książka ma również pewne zalety. Może nie tyle dowiedziałam się nowych rzeczy o hermeneutyce, co mogłam nieco usystematyzować wcześniejszą wiedzę. Dostajemy również omówienie tez stawianych przez wybranych filozofów. Mam jednak wrażenie, że to tylko margines i nie o to chodziło Wilberowi. Do tego te interesujące okruchy zostały owinięte w grubą warstwę waty. Ogółem: można czytać, ale ostrożnie i sceptycznie.

O macoszym traktowaniu wielu dziedzin, w tym banalnej logiki, najlepiej świadczy fragment ze strony 40:
Przypomina to trzypiętrowy dom. Możemy, jak to zwykle bywa, uznać każde piętro za jeden poziom. W ten sposób ów dom będzie miał głębię trzy — trzy poziomy. Ale możemy również każdy stopień schodów uznać za poziom. Przyjmijmy, że między piętrami jest dwadzieścia schodów — powiemy wówczas, że ten dom ma sześćdziesiąt poziomów lub głębię sześćdziesiąt.
Cóż, dla mnie to logiczna zagadka na poziomie podstawówki.

Językowo książka również nie powaliła mnie na kolana. Trafiają się literówki, dwuznaczne konstrukcje, połknięte słowa... Duch, jakoby przenikający wszechświat, wielu rzeczy nie dopilnował. Pewnie ma ważniejsze sprawy i jak zwykle trzeba liczyć na własne siły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz