Autor: Paul Tremblay
Stało na półce z fantastyką, ale widzę tu więcej obyczajówki niż czegokolwiek innego. Nietypowa rodzina (dwóch tatusiów i adoptowana córka) wyjeżdża gdzieś daleko od cywilizacji. Nagle do tytułowej chaty włamują się im ludzie, którzy namawiają rodzinę do złożenia kogoś w ofierze. Bo jak nie, to nastąpi koniec świata.
Apokalipsa to niby motyw fantastyczny, ale... Po czym odróżnić początek końca świata od klęski żywiołowej, jednej z kilkudziesięciu w wiadomościach telewizyjnych w tym roku? Powodzie, pożary, trzęsienia ziemi, epidemie... To wszystko zdarza się (jeśli nie wręcz trwa) gdzieś niemal każdego dnia, a dzięki mediom i globalnej wiosce informacje dostajemy praktycznie natychmiast.
Najciekawszym zagadnieniem wydaje mi się problem wymagania od kogokolwiek takiego wyboru — "zabijcie kogoś spośród was, żeby uratować resztę świata". Obawiam się, że bóg, który zmusza ludzi do takich poświęceń, nie zasługuje na wyznawców. Jeśli może uratować świat, robi to, a nie kupczy łaskami jak skorumpowany polityk.
Powieść bardzo długo się rozkręca. Jedna trzecia, a tu jeszcze nie wiadomo, o co chodzi. Irytowało mnie to. Chyba dopiero mniej więcej w połowie coś się wyjaśnia.
Nie przypadła mi do gustu również gruba obyczajowa otoczka. Napastnicy są fanatycznymi członkami sekty, nawiedzonymi ludźmi wysłanymi z misją czy może po prostu nienawidzą gejów? To pytanie wydaje się brzmieć głośniej niż trąby zapowiadające apokalipsę.
Podsumowując — książka nagrodzona, na swój sposób oryginalna (to naprawdę paskudny dylemat moralny), ale jakoś nie wstrzeliła się w mój gust.
Nie zauważyłam usterek językowych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz