Autor: Jacek Galiński
Wydawnictwo: Wydawnictwo W.A.B.
Druga przygoda upiornej staruszki. Sądzę, że można czytać te książki nie po kolei, ale lepiej trzymać się chronologii. Każda powieść to zamknięta historia, jednak w tle przewijają się szczegóły, które znajdują swoje rozwinięcie w następnej części. Ot, zaginiony mąż dostaje więcej miejsca, syn okazuje się nie takim znowu nieudacznikiem... Obstawiam, że dalej trafią na warsztat wątki przejęcia kamienicy przy Miedzianej.
Bohaterka nic się nie zmieniła — nadal z ogromnym talentem tłumaczy wszystkie swoje wady i udaje, że to zalety. Nadal nie przepuszcza okazji do darmowej wyżerki. Nadal bezmyślnie pakuje się w różne kłopoty. Jej zdolność do niezauważania konsekwencji własnych czynów prawie zasługuje na podziw. Potrafi coś podpalić i właściwie oczekiwać na przeprosiny, że tak łatwo się zajęło. Nadal ma o wiele więcej szczęścia niż rozumu.
Jej perypetie wydają mi się jeszcze bardziej zwariowane. Jakby się Autor razem ze staruszką rozkręcał. Podjęcie pracy w szemranej firmie, jeżdżenie skradzioną hulajnogą, pakowanie się do domu syna przez okno, skoro nie otworzył drzwi, przebieranie się w nieodpowiednie ciuchy...
W jej szaleństwach jakby giną zwłoki i kryminalność powieści. Bo czy można traktować poważnie trupa, jeśli dwie zwariowane baby włamują się do kostnicy, żeby go obejrzeć? Tym bardziej, że i metoda wtargnięcia dziwna i raczej nie powinna być skuteczna.
Na plus cięte komentarze na temat współczesności. Jak na przykład stwierdzenie, że ZUS jest najlepszym dietetykiem na świecie.
Czyta się na ogół lekko i przyjemnie, ale momentami musiałam przerywać lekturę, bo stężenie idiotyzmów robiło się zbyt wysokie. Na swój sposób fabuła kojarzy się z czeskim filmem.
Nie zauważyłam wpadek językowych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz