Autor: Jolanta Kaleta
Książka rozkręca się powoli, poznajemy wiele wątków — garstka mnichów-rycerzy uciekająca z Francji godziny przed rozpoczęciem polowania na templariuszy, nauczycielka tracąca pracę, wprowadzenie stanu wojennego, życie w klasztorze, morderstwo gdzieś na zabitej dechami wsi, poszukiwania w bibliotece... Jednak dość łatwo odgadnąć, co łączy te wszystkie zagadnienia.
Pozostaje więc tylko testowanie hipotez, a to słabszy bodziec niż ciekawość czy troska o losy ulubionego bohatera. Do tego w książce nie brakuje wątków romantycznych i obyczajowych. Autorka często przypomina, że bohaterka jest ładną kobietą. W ogóle Maria Magdalena ma tyle zalet, że nie rozumiem, czemu mąż się z nią rozwiódł. Powinien raczej pilnować tego skarbu.
Przeszkadzały mi również częste wtrącenia zapowiadające przyszłość niektórych postaci — ten ma zginąć, tamten okazać się świnią, jeszcze inny przeciwstawić się rozkazom władzy... Do tego pojawiały się również tajemnicze motywy fantastyczne. Ot, czasami bohaterka się budziła i po prostu wiedziała, co się u kogo na wsi wydarzyło, czasami ucięła sobie pogawędkę ze zmarłym dziadkiem... A najdziwniejsze było to, że w ogóle się tymi drobiazgami nie przejmowała, traktowała jak rzecz naturalną.
Muszę jednak przyznać, że widać wiedzę historyczną Autorki — w wydarzeniach, nazwach różnych dziwnych przedmiotów... Pod tym względem na plus. To wrażenie potęguje zamieszczony na końcu "Niezbędnik historyczny", który zawiera omówienia najważniejszych kwestii historycznych poruszanych w powieści. Acz o większości tych zagadnień jako takie pojęcie już miałam.
Pod względem językowym mogło być lepiej — gdzieś literówka, gdzieś zmiana podmiotu w zdaniu, w którym zmieniać go nie wolno... Ogólnie, warsztat literacki nie rzucił mnie na kolana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz