Autor: Anna Kańtoch
Kryminał zaczyna się nietypowo — w nocy na komendę zgłasza się starszy człowiek i przyznaje do popełnionego niedawno morderstwa. Niby pięknie, ale milicja (akcja rozgrywa się w czasach PRL) już ma w areszcie swojego kandydata na zabójcę. Co ciekawe, on też się przyznał. A starszy pan twierdzi, że to nie jedyna jego zbrodnia, bo co siedem lat odbierał życie jakiejś nastolatce. I nikt w spokojnym, nadmorskim miasteczku nie zwrócił uwagi na te stosunkowo częste zaginięcia. Ot, statystyka wyższa niż w innych miejscowościach, ale w końcu gdzieś musi być wyższa, a gdzieś niższa.
Dyżurujący milicjant z oporami, ale przyjmuje do wiadomości wersję pana, acz najpierw po znajomości umieszcza go w szpitalu psychiatrycznym (na marginesie: zastanawiam się, czy w każdym miasteczku jest taki przybytek. OK, ten akurat pełni funkcje również normalnego szpitala, ale wątpliwości pozostają). Śledztwo snuje się niemrawo — jeden morderca już jest, mieszkańcy wierzą w jego winę i niecierpliwie wyczekują wyroku skazującego, a co gorsza szef komendy poczytuje sobie jego szybkie złapanie za osobisty sukces.
Kto wie, na czym by się skończyło, gdyby nie inna nastolatka, która w rzeczach po zamordowanej koleżance znajduje nietypowe szpargały i rozpoczyna własne śledztwo (motyw podwójnego śledztwa pojawił się również w "Wierze"). Zahukana Pola ma jeszcze bardziej pod górkę niż milicjant — ludzie nie bardzo chcą z nią rozmawiać, a matka absolutnie nie rozumie potrzeb dziewczyny i utrudnia życie na każdym kroku.
Trup ściele się może niezbyt gęsto (co siedem lat to znaczące odstępy), ale mamy więcej niż jedne zwłoki i na ogół sprawy wyglądają niebanalnie. Na przykład rodzice jednej z zamordowanych przed laty dziewczyn pokazują zdjęcia córki żyjącej szczęśliwie wraz z rodziną w Kanadzie.
Dzięki tym odstępstwom od normy książkę czyta się szybko. No, kto nie chciałby się dowiedzieć, czy ta kobieta w końcu żyje, czy nie? Na koniec wszystko elegancko się wyjaśnia. Okazuje się, że tropy zostały w powieści porozrzucane, ale jakoś trudno je wyłowić z morza błahostek. Lubię, kiedy kryminały są w ten sposób skonstruowane.
Nie zauważyłam wpadek językowych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz