piątek, 10 lutego 2017

"Bieguni" — przerost formy

Tytuł:          Bieguni               
Autor:          Olga Tokarczuk        
Wydawnictwo:    Wydawnictwo Literackie
Rok 1. wydania: 2007                  

Przede wszystkim rzuca się w oczy piękny język. Bez dwóch zdań  — jest niezwykle bogaty, czyta się z przyjemnością.

Ale dość szybko okazuje się, że z fabułą o wiele gorzej niż z budową wypowiedzi. Podobno mniej więcej w jednej dziesiątej utworu czytelnik już powinien wiedzieć, o co chodzi protagoniście, do czego dąży, co mu w tym przeszkadza. A tu jedna dziesiąta mija, za nią jedna czwarta, połowa... I ciągle mamy zbiór krótkich, najczęściej kilkustronicowych refleksji związanych z podróżowaniem, przygód, które spotkały różnych podróżników, ludzi napotkanych na szlaku...

W odbiorcy powolutku kiełkuje podejrzenie, że ma do czynienia z garścią wątków powiązanych jak najluźniej, bo tylko tematycznie. Że nic z tego wszystkiego nie wynika. Że barokowo rozbuchana forma bezlitośnie zdominowała treść. Z czasem podejrzenie przeradza się w przekonanie.

Nie przeczę  — metafory piękne. Ale jeśli po jednej pięknej metaforze następują trzy kolejne, opisujące dokładnie to samo, dostajemy sporo pustych słów nie przekazujących żadnej nowej treści, redundancję, uprawianie sztuki dla sztuki, zasłuchanie we własny, ślicznie brzmiący, głos... Wyjaśniłam, gdzie widzę problem?

Owszem  — niektóre epizodziki bardzo dobrze wymyślone, sprytne, oryginalne i skłaniające do głębszych przemyśleń. Cóż z tego, skoro kilkanaście stron dalej następują inne epizodziki, a ich oderwanie sprawia, że nie dają się powiązać w spójną całość, więc późniejsze wypychają z pamięci te pierwsze? Kto wie, czy nie zapamiętałabym z "Biegunów" więcej, gdyby zostawić z nich tylko kilkanaście kartek.

Interesujące ilustracje, czasami trzeba się pozastanawiać, co właściwie przedstawiają, ale jest w nich jakaś logika.

Język, jako się rzekło, piękny. Ale o czym książka?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz