Tytuł: Przestrzeń objawienia
Tytuł oryginału: Revelation Space
Autor: Alastair Reynolds
Autor: Alastair Reynolds
Wydawnictwo: Wydawnictwo MAG
Rok 1. wydania: 2000
SF zawierające sporo ciekawych pomysłów, początek dłuższej serii, która nie została (jeszcze) w całości przetłumaczona na polski. Akcja książki rozgrywa się w dalekiej przyszłości, ludzkość już rozpełzła się po Kosmosie i z zapałem grzebie we własnym genomie. Rozmaite, diametralnie odmienne, rasy (post)ludzkie nasuwają skojarzenia z "Diuną". Acz nie ma tego czegoś, co wyniosło sześcioksiąg Herberta na mój osobisty piedestał. Może bohatera, któremu kibicuje się na dobre i na złe.
Kilka odrębnych wątków (każdy z nich sam w sobie ciekawy) zgrabnie splata się w jedną całość. W końcu rzadko co okazuje się być tym, czym się początkowo wydawało. Z pewnym zaskoczeniem rozpoznałam jeden pomysł, który sama kiedyś wykorzystałam w opowiadaniu. Wprawdzie w całkiem innej otoczce socjologicznej, ale jednak podobieństwa istnieją. Ech, wszystko już było, a mi pozostaje upierać się, że pomysł i tak jest oryginalny. ;-)
Świat przemyślany, bogaty w szczegóły. Tu historia jakiejś planety, tam zwyczaje jakiejś kasty postludzkiej, ówdzie ceremonia ślubna innej grupy... Czytelnik zostaje rzucony na głęboką wodę, musi z kontekstu i okruchów informacji zgadywać, kim są ultrasi, a kim chimerycy. Ale ja lubię takie wyzwania.
Fabuła interesująca, nieprzewidywalna. Autor na początku zdradza czytelnikowi pewne tajemnice. Ciekawy zabieg, żeby utrzymać uwagę, zachęcić do przewracania kartek. No bo co to będzie, kiedy ona wreszcie się dowie?
Bohaterowie bardzo liczni. Co za tym idzie — relacje między nimi również rozbudowane. Mogę z czystym sumieniem orzec, że postacie są zróżnicowane. Ten genialny, ale apodyktyczny i nieprzyjemny w obejściu, tamten całkiem ześwirowany, a mimo to ma władzę. Wszyscy na swój sposób logiczni, mają własne cele i próbują je realizować.
Warstwa S w SF też na ogół satysfakcjonująca. Autor w końcu zdobył jakiś tytuł naukowy z astronomii, więc sporo o przestrzeni musi wiedzieć. Aczkolwiek czasami coś mi zgrzytało — OK, jest chory człowiek (załóżmy, że to jeszcze człowiek), trzymają go zamrożonego, żeby choroba się nie rozprzestrzeniała. W porządku, brzmi logicznie. Ale czasami opiekunowie chadzają pogadać ze staruszkiem. Ubierają się wtedy ciepło i podgrzewają faceta do oszałamiającej temperatury pół kelwina. A czym oddychają podczas pogawędki, hę?
Nad językiem można jeszcze popracować. Trafiają się literówki, powtórzenia czy jakieś dziwne konstrukcje, ale to drobiazgi. Irytowało mnie ciągłe pisanie o "broniach" — nie lubię tej liczby mnogiej, źle mi brzmi. Jednak słowniki na ogół dopuszczają, więc niech będzie. Ale dlaczego dron notorycznie jest traktowany jak coś rodzaju żeńskiego?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz