poniedziałek, 2 kwietnia 2018

"Igrzyska śmierci" — młodzieżowa dystopia

Tytuł:           Igrzyska śmierci
Tytuł oryginału: The Hunger Games
Autor:           Suzanne Collins 
Wydawnictwo:     Media Rodzina   
Rok 1. wydania:  2008            

Ze względu na wiek głównej bohaterki — 16 lat — książka raczej dla młodzieży, acz zahacza i o poważniejsze tematy. Świat, w którym rozgrywa się akcja, jest nieskomplikowany, ale paskudny. Ma pewne naleciałości amerykańskie, składa się z Kapitolu (stolicy) oraz dwunastu regionów. Mieszkańcy większości z nich regularnie przymierają głodem. Każdy dystrykt co roku musi wystawić dwoje dzieci zwanych trybutami (w wieku między dwanaście a osiemnaście lat), które potem konkurują w tytułowych igrzyskach — reality show przerysowanym niemal do absurdu. Zwycięża ten, kto przeżyje pozostałych.

Autorka bardzo dobrze ustawia sympatię czytelnika. Nie da się nie kibicować bohaterce. Nie dosyć, że zgłasza się na ochotnika w zamian za młodszą siostrę, to jeszcze pochodzi z najbiedniejszego, ostatniego, zawsze lekceważonego regionu. Dzieci z niego na ogół są niedożywione, więc słabsze od rywali. Na domiar złego partnerem protagonistki — a więc kimś, kto będzie musiał zginąć, jeśli dziewczyna ma wygrać — jest chłopak, którego lubi, bo kiedyś uratował jej życie. Mentor obojga, człowiek opiekujący się zawodnikami i jako jedyny mogący im pomóc, rzadko kiedy trzeźwieje.

Minus tak precyzyjnie zbudowanych niekorzystnych warunków jest taki, że wiadomo, jak książka musi się skończyć. Gdyby ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości — narracja jest prowadzona w pierwszej osobie. Ale droga do tego przewidywalnego finału jest ciekawa, a lektura bardzo wciąga.

Najciekawsze wydają się refleksje płynące z samych igrzysk. Dzieciaki zabijają się nawzajem, a ludzie oglądają transmisje. Jedni patrzą, bo muszą, inni — bo lubią. Dystrykty cienko przędą, ale zawodnikom przed igrzyskami nie żałuje się niczego. Na samą organizację zmagań również przeznacza się mnóstwo zasobów, ze sterowaniem klimatem w sporej zamkniętej kopule włącznie. Jeśli zbyt długo nie leje się krew i publiczności grozi nuda, coś tam trzeba zamieszać, żeby podkręcić emocje. Nastoletni trybuci nie tylko muszą zabić rywali. Bez przerwy są filmowani, więc powinni robić dobre wrażenie na sponsorach. Nawet nie mogą wygarnąć organizatorom, co sądzą o całej tej zabawie. Przypomina show-business?

Interesująca jest również niejednoznaczność bohaterów. Owszem, jedne dzieci mordują inne, ale w końcu zostały do tego zmuszone. Jedne bezpośrednio — takie są reguły gry, do której wcale nie chciały przystępować. Inne przez system — w niektórych dystryktach trybuci są szkoleni do zabijania od małego, stają się zawodowcami. Ale poza tym pozostają zwyczajnymi dziećmi, mają swoje osobowości. Ktoś jest silny, ktoś przebiegły... Pod względem literackim — piękny dylemat oraz ciekawy świat.

Nie mam uwag do języka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz