wtorek, 10 kwietnia 2018

"Moralność pani Dulskiej" — uniwersalna klasyka

Tytuł:          Moralność pani Dulskiej
Autor:          Gabriela Zapolska      
Wydawnictwo:    Wydawnictwo Łódzkie    
Rok 1. wydania: 1906                   

Klasyczna tragifarsa, jedna z najbardziej znanych sztuk w polskim teatrze. Ostra satyra z gorzkim finałem. Napisana błyskawicznie — w kilkanaście dni. Chociaż od tego czasu minęło ponad sto lat i dwie wojny światowe, wyśmiewane wady ciągle są aktualne. Rozliczne panie Dulskie mają się nieźle, a panny Hesie zasypują Internet selfikami. Tylko romanse paniczów z pokojówkami wyszły z mody. Zapewne głównie dzięki wyparciu tych ostatnich przez odkurzacze.

Sztuka istnieje w dwóch wersjach: lwowskiej i krakowskiej. Różnią się szczegółami geograficznymi — na przykład celami dookołastolnych spacerów Felicjana. Autorka pisała o Lwowie, ale prapremiera odbyła się w Krakowie i do tekstu wprowadzono drobne zmiany, aby przybliżyć krytykowaną rodzinę widzom. W moim wydaniu znalazł się oryginalny wariant.

Jak to w komedii — postacie przerysowane. Wiadomo, jakimi cechami charakteryzuje się Dulska, nawet bez czytania. Najciekawszy wydał mi się Felicjan, który podczas całej sztuki wypowiada tylko jedno zdanie — przeklina rodzinę. To bezsilne milczenie sprawia wrażenie symbolicznego. Mela uroczo naiwna, Juliasiewiczowa kuta na cztery nogi, Hesia i Zbyszko — młodsze kopie starszego pokolenia...

Jak należało oczekiwać, fabuła służy do pokazania problemu w całej jego rozciągłości i ohydzie. Co tam właściwie zaszło, nie ma większego znaczenia. Ale kogoś zamordowano.

Moje wydanie zawiera posłowie z kilkoma ciekawymi informacjami: biografia Autorki, geneza utworu, jego pierwsze wystawienia, obsady, sukcesy na scenach krajowych i zagranicznych od napisania do lat sześćdziesiątych, cytaty z recenzji. Wprawdzie olbrzymia większość podanych nazwisk aktorów nic mi nie mówi, ale może komuś się to przyda.

Językowo tekst mógł być bardziej dopracowany. I nie mówię tu o tym, co napisała Zapolska, ale o literówkach. Początkowo myślałam, że to stylizacja postaci — trudno, żeby służąca Hanka czy jej matka chrzestna posługiwały się językiem literackim. Ale błędy w didaskaliach lub posłowiu... Trochę wstyd wydawać tak sztukę, która wzbogaciła polszczyznę o słowo "dulszczyzna". Co ludzie powiedzą?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz