Autor: Jonathan Swift
Chyba każdy przynajmniej z grubsza zna treść: osiemnastowieczny żeglarz (lekarz, później kapitan) podróżuje po całym świecie i zazwyczaj wbrew swej woli trafia do dziwacznych, nieodkrytych wcześniej krain. Najczęściej pamięta się o liliputach, olbrzymach i mądrych koniach. Być może dlatego, że te przygody trwają najdłużej. Ale były jeszcze inne, również odbiegające od zachodniej Europy.
Trochę brakuje mi wiedzy o ówczesnym świecie, żeby docenić żarty. Podobno dwór Liliputów wzorowany jest na dworze Jerzego I, a wyrastający z bzdurnych powodów spór między Liliputami a Blefuscu — na konflikcie między Anglią i Francją. Potem role się odwracają i to protagonista jest karzełkiem, co pozwala na kilka interesujących obserwacji.
Za każdym razem bohater zaprzyjaźnia się z kimś znaczącym (przeważnie królem) i toczy z nim długie rozmowy, przy okazji mocno krytykując zachodnią cywilizację. Interlokutorzy aż nie mogą uwierzyć w te paskudztwa i głupoty. Chyba najbardziej oberwało się prawnikom, ale i lekarze nie wyszli z obgadywania bez szwanku. Miejscami widać publicystyczne ciągoty Autora.
Trochę nie mogłam pogodzić się z służalczością Guliwera. Cóż, może natenczas tak się rozmawiało z możnymi, ale szczególnie w krainie Houyhnhnmów bohater zachowuje się właściwie jak zdrajca człowieczego gatunku. A po szczęśliwym powrocie do domu nie potrafi rozmawiać z własną rodziną, tak mu ludzie obrzydli. Hmmm, ja bym nawet nie chciała żyć w tej końskiej utopii. Obawiam się, że — jak każda utopia — stałaby się nie do wytrzymania.
Dziwi mnie, że na tej historii oparto bajki i filmiki dla dzieci. To chyba przez te lilipucie rozmiary pierwszego napotkanego ludu. Bo problemy poruszane w książce są dość poważne, nie na dziecięce główki.
"bym nawet nie chciała żyć w tej końskiej utopii"
OdpowiedzUsuńChyba że byś była koniem :D
Gdybym się z koniem na łby pomieniała, to nie mogę wykluczyć. ;-)
Usuń