Autor: Guido Sgardoli
Urban fantasy — akcja rozgrywa się współcześnie (chociaż niezupełnie w mieście) i magia ma tu ogromne znaczenie (acz nie występują inne rasy). Książka raczej dla młodzieży — główny bohater ma trzynaście lat i oczywiście musi się mierzyć z bardzo poważnymi problemami. Inaczej mówiąc, to fantastyka z elementami kryminału. I zwłok nie brakuje.
Ciekawe miejsce akcji; chociaż Autor jest Włochem, wydarzenia rozgrywają się na wysepce u wybrzeży Irlandii. I to ma znaczenie fabularne — mamy do czynienia z magią Celtów, a wszystko kręci się wokół kilku menhirów. Kamienie pamiętają, kamienie pojawiają się w różnych miejscach, kamienie wpływają na ludzi. Ciekawie wykorzystana morska sceneria, ale odrobinę męczyły mnie te wszystkie irlandzkie nazwy; Tech Duinn, Bruach Thoir... Nie potrafiłam zapamiętać, co jest czym.
Spodobało mi się przedstawienie niewielkiej społeczności — na wysepce mieszka około czterystu ludzi, wszyscy się znają i bardzo niechętnie integrują z obcymi. Norweg przebywający na wyspie od dekad nadal zwany jest Obcym i nikt nie chce gadać z policjantem przysłanym do zbadania najpierw jednej śmierci, potem kolejnej, a wreszcie całego szeregu wypadków, kłótni i zgonów.
Bohaterowie sympatyczni. Dzieciaki mają swoje charakterki, lepiej lub gorzej dogadują się z rodzicami, czasami wagarują, zaciekle bronią honoru rodziny... Oczywiście, nie mogło obyć się bez słodkiej, szczenięcej miłości. Ech, co Hollywood robi z ludźmi — trzynastolatki muszą się całkiem poważnie zakochiwać i odkrywać, że ta druga osoba jest najważniejsza na świecie...
Ogółem — czytało się całkiem przyjemnie. Dobrze dawkowana niepewność, ciągle rosnące stawki, wieczne i urozmaicone zagrożenia... Niektóre rzeczy dało się przewidzieć, ale z niedużym wyprzedzeniem.
Pod względem językowym całkiem przyzwoicie, mignęła mi tylko jedna literówka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz