Autor: Michał Gołkowski
Można uznać tę książkę za angel fantasy, ale na pewno nie wypada typowo. Bohater — Ezekiel — przeżył kiedyś Apokalipsę, a obecnie pełni obowiązki Boga i próbuje jeszcze raz odtworzyć życie na Ziemi, dokładnie według pierwotnego scenariusza. W roli anioła występuje Szemijazasz. Niby wszystko się zgadza, tylko że to na pewno nie jest uśmiechnięty blondynek z obrazków dla dzieci. Właściwie to podpadł podobnie jak Lucyfer, a został ukarany chyba jeszcze gorzej.
Wkrótce Ezekiel ląduje na Ziemi, anioł go wszędzie szuka, a Apokalipsa rozpoczyna się od początku, według identycznego schematu. Trup ściele się gęsto, a anioły mają nieoczekiwane podejście do lepszych i gorszych grzeszników.
W ogóle nie bardzo rozumiem, skąd te liczne anioły się wzięły. OK, część przyszła razem z Szemijazaszem. Ale chyba przecież nie archanioł Michał, który szaleje po Europie? Dziwi mnie również brak wzmianek o huraganach w Amerykach. Jeśli Ziemia przestała się obracać, Słońce bez przerwy stoi nad Amerykami, temperatury panują tam okropne, to i oceany w pobliżu powinny się nagrzewać, a wichry hulać.
Główni bohaterowie (ci ludzcy) nie są zbyt głębocy, ale dają się lubić. To nie jest dziewiętnastowieczna powieść o cierpieniach i rozterkach duszy, tylko przygodówka, w której trzeba dożyć przynajmniej do końca książki.
Fabuła ciekawa, czytałam z zainteresowaniem. Acz końcówka szyta zbyt grubymi nićmi. Sztucznie to wyglądało, pozwalało zbyt wiele przewidzieć. I trochę za mało zamknięty ten pierwszy tom. Jakby stanowił tylko wprowadzenie. Niby mamy podtytuł "Arena dłużników", ale nie dowiadujemy się, na czym polegają walki na tej arenie.
Nie zauważyłam wpadek językowych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz