poniedziałek, 13 czerwca 2022

"Cała Orsinia" — obyczajowo

Tytuł:           Ca Orsinia       
Tytuł oryginału: The Complete Orsina
Autor:           Ursula K. Le Guin  
Wydawnictwo:     Prószyński i S-ka  
Rok 1. wydania:  1976, 1979         

Po Autorce spodziewałam się fantasy. Dostałam zbiór tekstów przedstawiających różne wydarzenia w fikcyjnym kraju. Trochę mało na element fantastyczny. Fakt, że ten kraj leży gdzieś w Europie Wschodniej (acz bardziej na Bałkanach niż w naszym regionie) niewiele zmienia.

Teksty to jedna powieść i kilkanaście opowiadań. Tłem są w nich różne wydarzenia przetaczające się przez Europę — rewolucje,niepokoje społeczne, wojny... Ale historie koncentrują się na bardzo zwyczajnych bohaterach, zamiast na poziomie makro (który bym preferowała) i losach społeczności. Ot, postacie zakochują się w sobie, pracują, kłócą się z rodziną, wybierają, z kim zamierzają spędzić resztę życia. Często robią to w patetyczno-nudnych dialogach pełnych nibymądrości życiowych. No, to po prostu obyczajówka z bardzo naciąganym elementem fantastycznym.

Brakowało mi jeszcze wyraźnej fabuły, zwłaszcza w opowiadaniach. Taki sobie wycinek pamiętnika, niemal losowo wybrany. Interesujący dla autora, może jego znajomych. Mnie nie porywał.

Akcje rozgrywają się w różnych wiekach, ale nie zawsze widać zmianę epoki. Znaczy, te z dwudziestego wieku wyglądają współcześnie, ale w starszych niewiele się zmienia w mentalności ludzi.

Ogólnie — teksty bardzo przypominają dziewiętnastowieczne powieści. Nic w tym dziwnego, bo Le Guin w przedmowie przyznaje, że zaczytywała się nimi w dzieciństwie, a historie związane z Orsinią powstały na samym początku jej drogi pisarskiej (opublikowane równiż zostały jako jedne z pierwszych).

Nie zauważyłam wpadek językowych. Dobre i to.

4 komentarze:

  1. >Trochę mało na element fantastyczny<

    Bo to nie jest ani fantasy, ani SF - to coś, co sam zwę fantastyką humanistyczną (czerpiącą nie z nauk ścisłych, a humanistycznych - filozofii, historii/historiozofii, socjologii). Czyli całość fantastki sprowadza się do wymyślenia lokalizacji (fikcyjnego świata lub kraju) i wydarzeń, które są fikcyjne, ale jak najbardziej mogłyby zajść w naszym świecie. Chyba najbardziej znany twórca tego nurtu, to K. J. Parker (ongiś Mag wydał dwie jego powieści: "Składany nóż" i "Młot"). W polskiej fantastyce bawił się w ten sposób Jerzy Grundkowski (cykl opowiadań "Annopolis").

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm. Nie znam nic z rzeczy, które wymieniasz. I chyba nie będę na nie polować, bo Orsinia mi nie siadła. Tak, to wymyślony kraj. Ale gdyby Le Guin napisała, że to opowiadanie rozegrało się w Budapeszcie, a tamto w jakiejś czeskiej wiosce, nie zauważyłabym różnicy. IMO, nie trzeba wymyślać historii alternatywnej, wystarczy napisać "gdzieś w Europie". Czy kryminał dziejący się w nieistniejącym mieście (albo wiosce czy odciętym od świata hotelu) staje się fantastyką? Zdaje się, że St. Mary Mead jest fikcyjne...

      Usuń
    2. Nie, no jednak trzeba coś więcej, niż wymyślona miejscowość. Jednak skala ma znaczenie, bo bez tego dojdziemy do absurdu - skoro miejscowość pozwala przeflancować do fantastyki, to może i fikcyjny bohater? I tak 99% światowej literatury zmienimy w fantastykę.

      Sięgnij po K. J. Parker, to zrozumiesz co mam na myśli. I nie bój się tego pisarza - ma dobre opinie, a mnie też się podobał (taką czystą fantastyką spoza tradycyjnych SF/fantasy jest "Złamany nóż", ale mnie bardziej podobał się "Młot", tyle że - z tego co pamiętam - tam jest jeszcze dodatkowy element fantastyczny w postaci obcego, inteligentnego gatunku; przynajmniej tak to pamiętam, bo może jednak to byli ludzie).

      Usuń
    3. No właśnie - fikcyjne miejsce akcji to za mało. Ale obcy gatunek zmienia postać rzeczy...

      Usuń