sobota, 30 stycznia 2016

"Genezis" — imiona brzemienne symbolizmem

Tytuł:           Genezis        
Tytuł oryginału: Genesis        
Autor:           Bernard Beckett
Wydawnictwo:     Zysk i S-ka    
Rok 1. wydania:  2006           

Uderzył mnie głęboki symbolizm imion, aż ciężkich od rozmaitych konotacji: Anaksymandra, Perykles, Adam, Art... Co wspólnego ma młoda bohaterka z jońskim filozofem przyrody, który zainteresował się bezkresem i nadał nowe znaczenie terminowi "arche"?

Interesujące, że książka zdobywała nagrody w kategoriach literatury dla dzieci i młodzieży. Ileż ci ludzie wynieśli z lektury? Ale może takie podejście ma sens — dajmy dziecku powieść bogatą w podteksty, znaczenia i problemy filozoficzne, niech sobie latami fermentują w młodym mózgu...

Lubię i szanuję cywilizację starożytnej Grecji, więc z czystym sumieniem daję dodatkowy plus za czerpanie z niej garściami. Uch, zawsze wiedziałam, że nie chciałabym żyć w państwie wymyślonym przez Platona. Zderzenie antyku z robotami wydaje mi się odważne, lecz rezultaty nie rozczarowały.

W pierwszej warstwie fabularnej właściwie niewiele się dzieje — ot. zdaje sobie dziewczyna długi egzamin wstępny do Akademii. Ale, przy okazji odpowiadania na pytania komisji, czytelnik dowiaduje się bardzo wiele, wystarczająco, aby wyrobić sobie opinię o uczestnikach zdarzeń, komuś kibicować, kogoś nie lubić... Uważam, że to bardzo interesujący zabieg — pozwala Autorowi na dowolnie szczegółowe opisy powieściowego świata, które w innych warunkach wyglądałyby sztucznie.

Może to zbyt daleko posunięte spekulacje, lecz wydaje mi się, że książka Becketta mówi ciekawe rzeczy o Nowozelandczykach — narodzie mieszkającym na pięknej wyspie, gospodarce pod wieloma względami godnej zazdrości.

Całość szybko się czyta, ale potrafi skłonić do refleksji, można się długo zastanawiać nad niektórymi kwestiami etycznymi. 

Zgrzytało mi tylko nazywanie "androidem" robota poruszającego się na gąsienicach. Jednak całkiem inaczej rozumiem to słowo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz