sobota, 16 stycznia 2016

"Mały palec Buddy" — bardzo niejasne

Tytuł:           Mały palec Buddy  
Tytuł oryginału: Czapajew i Pustota
Autor:           Witkor Pielewin   
Wydawnictwo:     W.A.B.            
Rok 1. wydania:  1996              

To lektura zdecydowanie nie dla mnie. Po pierwsze, jeden z bohaterów, Czapajew — w oryginalnym tytule widać, że to postać kluczowa — to człowiek, o którym krążą niezliczone dowcipy. Zwykle towarzyszy mu Pietka — protagonista powieści. Pamiętałam, że kilkanaście lat temu słyszałam jakieś dowcipy o nich, ale za nic nie mogłam sobie przypomnieć ani jednego. Podczas lektury miałam więc wrażenie, że coś mi umyka. To trochę tak, jakby ktoś czytał książkę o Masztalskim i Eciku, nie mając pojęcia, że obydwaj mieszkają na Śląsku i mają cokolwiek wspólnego z węglem. 
Wydaje mi się, że warto by dołożyć jakąś notkę przybliżającą ten temat polskiemu czytelnikowi. We wstępie (chyba, bo ta część nie została nijak nazwana) ktoś podpisany "Urgan Dżambon Tulku VII" pisze kilka zdań o Czapajewie, ale to za mało. Tym bardziej, że porównuje go do Hodży Nasreddina. Metafora wydaje mi się mocno naciągana, a podobieństwo między pacyfistycznym filozofem i czerwonym kawalerzystą — bardzo nikłe.

Po drugie, bohater często używa środków, których ja unikam jak ognia, bo za bardzo szanuję własny mózg. Jeżeli narrator powieści ćpa, to zwykle mam wrażenie, że też powinnam coś wypalić, wciągnąć, wstrzyknąć albo połknąć, żeby zrozumieć, o co temu człowiekowi chodzi, dlaczego zachowuje się właśnie tak. A do takich poświęceń nie jestem zdolna.

Po trzecie — sama fabuła jest mocno poplątana. Akcja pierwszego rozdziału toczy się w rewolucyjnej Moskwie, w drugim narrator przenosi się do szpitala psychiatrycznego i podczas terapii padają wzmianki o Schwarzeneggerze i południowoamerykańskich telenowelach. Ki diabeł? Dużo później wydawało mi się, że zaczęłam coś rozumieć, ale końcówka rozwiała te złudzenia.

W książce znajduje się sporo filozofii. Nie znam się, mogę się mylić, ale mam wrażenie, że podobnie wzniosłe rozważania zwykliśmy snuć nad ranem na imprezach osiemnastkowych. Tylko wtedy uważaliśmy je za szalenie sensowne i odkrywcze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz