wtorek, 28 września 2021

"Miary i ludzie" — monotematycznie

Tytuł:          Miary i ludzie  
Autor:          Witold Kula     
Wydawnictwo:    Książka i Wiedza
Rok 1. wydania: 1970            

Tytuł jest o wiele bardziej obiecujący i uniwersalny niż faktyczna treść książki. Owszem, jest o miarach. Ale przede wszystkim w Rzeczpospolitej szlacheckiej (trochę jeszcze o Francji) i głównie o miarach dwóch wielkości: objętości zboża (korzec) i powierzchni ziemi uprawnej (łan). Rozumiem, że te rzeczy były kluczowe gospodarczo, dookoła nich spiętrzały się tysiące sporów, płynęły rzeki potu, krwi i strużki złota. Ale chętnie poczytałabym również o innych miarach. Niekoniecznie o amperach czy decybelach, ale chociaż o milach czy cetnarach.

Książka podzielona została na cztery części. Pierwsza, najdłuższa, stanowi swego rodzaju wprowadzenie i omawia szereg zagadnień związanych z tematyką. Druga część koncentruje się na problemach związanych z miarami w Polsce szlacheckiej, trzecia na unifikacji miar we Francji, a czwarta (składająca się raptem z jednego rozdziału) — wprowadzeniu systemu metrycznego.

Odnoszę wrażenie, że Autor w kółko mieli ten sam temat. OK, fajnie się było dowiedzieć, że w średniowiecznej moralności podnoszenie cen (nawet między hurtem i detalem) wyglądało bardzo podejrzanie i obchodzono ten problem, zmieniając miarę. Kupiec skupował zboże sypane z czubkiem, a sprzedawał strychowane (z płaskim, wyrównanym wierzchem) albo używał różnych miar. W czasach drożyzny cena chleba długo utrzymywała się bez żadnych zmian, ale bochenki stawały się coraz mniejsze. Sprytne rozwiązanie zakazu lichwy czy niemożności podniesienia ceny chleba do 1,1 grosza.

To jest ciekawe, ale zrozumiałam za pierwszym razem, że szlachta domagała się od chłopów danin w wielkich korcach, a sprzedawać je chciała w jak najmniejszych. I że silniejszy zawsze narzucał swoje warunki słabszemu. Nie potrzebowałam przypomnienia na co drugiej stronie. Zdaję sobie sprawę, że w momencie pisania walkę klas należało eksponować nawet w książce kucharskiej, ale moje wydanie ujrzało świat w 2004 roku. A w ten sposób praca z każdym rozdziałem stawała się coraz nudniejsza.

Książkę zdobią czarno-białe ilustracje — ryciny i zdjęcia związanie z odmierzaniem różnych towarów (z ludzkimi uczynkami włącznie).

Na końcu zamieszczono bibliografię na ponad dwadzieścia stron oraz spis ilustracji.

Nie zauważyłam wpadek językowych, acz irytował mnie brak tłumaczenia różnych cytatów — a to po łacinie, a to francuskich...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz