Autor: B. A. Paris
Nie wiem, kto postawił tę książkę na półce z kryminałami i powieściami sensacyjnymi, nie wiem, czym się kierował, ale zrobił powieści krzywdę. A i mnie podpadł. To najzwyklejsza obyczajówka, tyle że z wypadkiem samolotowym w tle.
Rozdziały są pisane na przemian — z punktu widzenia żony i męża. Akcja toczy się w dniu czterdziestych urodzin żony. Bohaterowie mnie denerwowali, szczególnie kobieta. Nie rozumiem, co ten facet w niej widzi. Ja bym się z nią nie dogadała. Nie wyobrażam sobie, jak można przez dwadzieścia lat planować przyjęcie urodzinowe. Baba podporządkowała temu prawie całe życie, nawet dom wybierała pod tym kątem. Kupować dom dla jednego dnia? Chore!
Mąż też miał swoje za uszami, ale przeważnie usiłował grac fair (chociaż już mniej wobec syna), zachowywał się bardzo szlachetnie (acz na początku małżeństwa musiał być niesamowicie wkurzający). A przede wszystkim — jakimś cudem wytrzymywał z tą zafiksowaną na urodzinach żoną.
Bohaterka jest totalnie obca mojej duszy. Patrzenie na świat jej oczyma (narracja pierwszoosobowa) było dla mnie tak męczące, że nie dałam rady doczytać do końca.
Nie zdążyłam wypatrzyć usterek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz