Autor: Julia Angwin
Podtytuł: "W poszukiwaniu prywatności, bezpieczeństwa i wolności w świecie permanentnej inwigilacji". Polski tytuł wydaje się być clickbaitem — w treści nie ma nic o społeczeństwie. Książka opowiada o krucjacie Autorki zmierzającej do uwolnienia się od zostawiania mnóstwa informacji o sobie w Internecie. Angielski tytuł o wiele lepiej pasuje do zawartości.
Autorka jest amerykańską dziennikarką, a nie naukowcem i to widać na każdym kroku. Nie dzieli się z czytelnikiem użyteczną dla niego wiedzą, tylko opowiada o sobie. Dostajemy więc dość szczegółowy opis czynności, wrażeń i spotkań związanych z rezygnacją lub ograniczeniem używania Twittera, Facebooka, wyszukiwarki Google itd.
Nie wiedzieć czemu Angwin czuje się zmuszona do spotkania z niemal każdym szefem firmy, która wytworzyła używane oprogramowanie. Przy tym dokładniej relacjonuje wygląd rozmówcy (ten kościsty, tamten szatyn) niż treść rozmowy.
Wszystko dotyczy Stanów Zjednoczonych. OK, zdaję sobie sprawę, że w Polsce jest podobnie, ale... Skoro książka opowiada głównie o spotkaniach z menedżerami z Doliny Krzemowej, to jaki pożytek wyciągnie z niej rodzimy odbiorca? Tym bardziej, że między amerykańskim i polskim wydaniem minęło pięć lat i większość tych start-upów pewnie już nie istnieje.
Jedyna ciekawa informacja, którą zapamiętałam, to taka, że akta Stasi zebrane w pocie czoła przez tłumy współpracowników na temat jakiegoś śledzonego obywatela to pikuś w porównaniu z informacją dostępną bez wysiłku na Facebooku czy Linkedin. Daje do myślenia. A wtedy jeszcze chyba rzadko kto słyszał o Pegasusie...
Mnóstwo źródeł w przypisach, ale wydaje mi się, że to przede wszystkim artykuły prasowe i internetowe.
Podsumowując — książka mnie rozczarowała. Tym bardziej, że wydało ją PWN. No, gdzie tu ta nauka z nazwy? W ogóle odnoszę wrażenie, że sektor książek popularnonaukowych w ostatnich latach schodzi na psy.
Sporo usterek językowych. Literówki, czasami chyba w zdaniu brakło jakiegoś słowa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz