Autor: Terry Pratchett
Tym razem Pratchett wziął na swój satyryczny celownik starożytność. Jak sugeruje tytuł — przede wszystkim Egipt faraonów. Ale i Grekom nieźle się oberwało. Dysputa filozoficzna, że palce lizać! Paradoksy Zenona sprowadzone do jeszcze bardziej absurdalnego absurdu. Ale do rzeczy — książkowa parodia Egiptu to niewielkie państwo wzdłuż rzeki, żyjące głównie przeszłością. Jak się okazuje, jest ku temu poważny powód, może nawet niejeden.
Inny ważny nurt w powieści to religia. I nie chodzi tylko o przeróbki egipskich bogów z głowami wszystkich zwierząt, które podeszły Autorowi pod pióro. Także, a może przede wszystkim, o bzdury, które ludzie są w stanie przełknąć w imię wiary. Albo dlatego, że zawsze tak robiliśmy. Motyw wrednego arcykapłana, który utrudnia życie prawowitemu władcy, nie jest nowy w literaturze. Ale chyba ciągle obecny w rzeczywistości, chociaż może nie aż tak przerysowany.
Poznajemy również kilka sekretów Gildii Skrytobójców. Ciężkie i niebezpieczne studia, ale fach szacowny i nieźle płatny.
Główny bohater wzbudza sympatię. Dobry z niego chłopak (chociaż absolwent gildii) i życie ma ciężkie (chociaż to syn faraona). Uroczy jest, kiedy krępuje się dotknąć prawie nagą służącą, mimo że jej w niczym by to nie przeszkadzało.
Książkę czyta się przyjemnie. Z radością odkrywałam ciągle nowe nawiązania do starożytności. Pratchett władował do książki chyba wszystko, co w popkulturze kojarzy się ze starożytnym Egiptem — od samoostrzących się w piramidach żyletek do zagadki Sfinksa.
Jest egzotyka, jest nauka, a i miejsce dla przemyśleń się znajdzie. Zaskoczyła mnie tożsamość najlepszego matematyka na świecie (Dysku, oczywiście).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz