Autor: Eric Nylund
Urban fantasy, dość klasyczne. Akcja rozgrywa się na południu Stanów Zjednoczonych, raczej współcześnie (to znaczy mniej więcej w czasach pisania książki) — bohater dysponuje laptopem, ale chyba jeszcze nie telefonem komórkowym i kopie najważniejszych plików trzyma na dyskietce. Tytuł lepiej brzmi w oryginale, bo jest przyjemnie dwuznaczny — to i dziwaczna woda, która podobno nie nadaje się do picia, i nazwa miejscowości w pobliżu jej źródła.
Mamy odwieczną walkę dwóch stron. Książka o tyle odbiega od sztampy, że nie jest to starcie dobra ze złem. Raczej życia i śmierci, przy czym żaden z zawodników nie waha się przed zabijaniem, a trup ściele się gęsto (i polowanie na protagonistę wydaje się głównym sportem obu stron). A do tego jeszcze pełno duchów, w tym jeden należący do szamana.
Zniuansowane odcienie szarości zwiększają zainteresowanie lekturą. Wiadomo, że bohaterowi życzy się przede wszystkim przeżycia, ale poza tym z ciekawością czeka się na wynik starcia. Tym bardziej, że to czarownica będąca życiem sprawia wrażenie bardziej podłej.
Widać "amerykańskość" powieści. Samochody odgrywają poważną rolę w życiu postaci (łącznie z dokładnym opisem, w którą drogę należy skręcić, żeby dojechać do tytułowego miasteczka). Nie brakuje broni ani grupek wierzących w coś specyficznego.
Usterki może zbytnio nie przeszkadzały, ale czasem rzucała mi się w oczy byłoza. No, trochę szkolnie to wygląda, kiedy w kolejnych zdaniach ktoś tam był jakiś i jakiś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz