Autor: Joanna Chmielewska
Wydawnictwo: Alfa
Romans jest, i to ognisty. Na samym początku napotkany przypadkiem mężczyzna proponuje narratorce (Joannie), żeby zastąpiła jego kochankę, niezwykle do niej podobną. Miała zamieszkać w jednym domu z zazdrosnym mężem i przekonywać go, że wcale nie wyjechała z gachem w cudowną podróż. Oczywiście, taki bezsensowny pomysł musiał napotkać rozmaite przeszkody, więc problemów nie brakuje. Aha, Joanna przy okazji poznaje Marka, który pojawi się jeszcze w innych książkach.
Na szczęście — fabuła nie ogranicza się do amorów. Tego bym chyba nie zdzierżyła. W życie narratorki udającej obcą kobietę podstępnie wkrada się kryminał. Jak zwykle — zaczyna się niewinne, jakieś niezrozumiałe zachowania, dziwne słowa... A potem absurdalny dialog o poranku.
Jak na mój gust, nieco zbyt wielką rolę odgrywają zbiegi okoliczności. Jeszcze nie jest źle, Autorce zdarzało się gorzej kombinować, żeby uzasadnić jakiś myk fabularny, ale moje zawieszenie niewiary już groziło spektakularnym klapnięciem na podłogę. Jeden przypadek można łyknąć, więcej zaczyna podejrzanie zalatywać. Ale taki już styl Chmielewskiej.
Czyta się lekko, łatwo i przyjemnie, a humor sprzyja tym wrażeniom. To nie najśmieszniejsza książka Autorki, jednak zabawne przebłyski się trafiają.
Troszkę dziwnie czyta się obecnie agitkę na rzecz współpracy z milicją. No, niby prawda, że bez rzetelnych informacji to oni niewiele mogą, acz... W zasadzie refleksje na temat różnicy między donosem a pomocą są aktualne. Tylko przestępstwa się nieco zmieniły, bo i niełatwo mówić o przemycie zabytków w strefie Schengen. Wrzuca się do bagażnika i przewozi. No, przynajmniej tak mi się wydaje.
Nie zauważyłam usterek językowych. No, pomijając fakt, że mam stare wydanie, z epoki, kiedy "wszech czasów" pisało się łącznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz