Autor: Tadeusz Dołęga-Mostowicz
W pewnym sensie powieść stanowi odwrotność "Kariery Nikodema Dyzmy" — na skutek splotu różnych wydarzeń bohater (profesor medycyny) doznaje amnezji i egzystuje na wsi jako parobek u młynarza. Ale coś tam z poprzednich umiejętności mu zostało, bo przy pierwszej okazji zaczyna leczyć wszystkich chętnych. I idzie mu świetnie, jak na sławnego w całym kraju lekarza przystało.
Okazuje się, że trudniej profesorowi udawać parobka niż fordanserowi ekonomistę. Nie żeby protagoniście brakowało siły czy chęci do roboty. Problemy zaczynają się, gdy lekarz z pobliskiego miasteczka, z zazdrości o pacjentów, przy pierwszej nadarzającej się okazji postanawia oskarżyć "znachora" o nielegalną praktykę medyczną.
Nieco irytowały mnie zbiegi okoliczności, na przykład — że ojciec i córka, po długiej tułaczce, zupełnym przypadkiem zamieszkują niedaleko siebie. Albo że absolutnie każdy mężczyzna w okolicy zakochuje się w tej samej dziewczynie. Może być ładna, może być seksowna, ale przecież nie w typie każdego.
Nie rozumiem także żony protagonisty. OK, mogło jej się poprzewracać w głowie i zapragnęła uciec z jakimś ślicznym młodzieńcem. Bywa. Ale jaka matka skazałaby własne dziecko na nędzę tylko dlatego, że zakochała się w kimś innym? Przecież w domu ojca dziewczynce nie brakowałoby niczego, a i wykształcenie zdobyłaby mimochodem, jako coś absolutnie normalnego w tym środowisku.
Moje wydanie ozdobiono ilustracjami — kadrami z ekranizacji książki. I to mi przeszkadzało. Wolałabym wyobrazić sobie bohaterów samodzielnie, a nie co parę stron patrzeć, kogo w danej roli obsadził reżyser. Tym bardziej, że książkowa Marysia była blondynką, a tu na zdjęciach jakaś ciemnowłosa panna.
W książce trafiają się literówki. Brakuje również wielu przecinków, ale składam to na karb zmian w regułach interpunkcyjnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz