sobota, 24 września 2016

"Wszyscy mamy tajemnice" — problemy bogatych

Tytuł:           Wszyscy mamy tajemnice
Tytuł oryginału: Live Wire             
Autor:           Harlan Coben          
Wydawnictwo:     Albatros              
Rok 1. wydania:  2011                  

Kolejny, dziesiąty (ale pierwszy, który czytałam) tom z serii o przygodach agenta Myrona Bolitara. Nie, Myron nie jest Jamesem Bondem — chociaż brakuje mu tylko kilku gadżetów — lecz agentem reprezentującym celebrytów, głównie sportowców. Odnoszę wrażenie, że znajomość wcześniejszych części ułatwiłaby zrozumienie wszystkich wątków, lecz nie była konieczna, powieść stanowi zamkniętą całość.

Książka opowiada o kłopotach klientów Myrona. Nie zaczytuję się kolorowych pisemkach, nie interesuje mnie świat kamer i piętnastominutowej sławy, więc moim zdaniem główny problem wielu bohaterów polega na tym, że im się we łbach poprzewracało od nadmiaru pieniędzy. A w tym to każdy agent potrafi pomóc, wcale nie musi być superbohaterem.

Prywatne samoloty, ekskluzywne wyspy, narkotyki, wspaniałe imprezy, pieniądze, które kupują prawie wszystko i układy, które kupują całą resztę... Nuda. Książka naprawdę mnie wciągnęła gdzieś w okolicy dwóch trzecich, kiedy zaczęły sypać się trupy.

Postacie słabo zróżnicowane, można je podzielić na trzy grupy: wszechmocny agent z kumplami (tutaj ładnie odstaje od tła sekretarka Wielka Cyndi, która wprawdzie jest głupia, ale przynajmniej nie ginie w tłumie), zdziecinniali klienci i paskudne, bezwzględne czarne charaktery z wielkimi spluwami.

Irytował mnie bardzo gruby papier w moim wydaniu. Do tego duże odstępy między wierszami. Szkoda drzew i miejsca na półce.

Język raczej niewyszukany, ale trudno oczekiwać więcej po thrillerze. Acz znalazło się miejsce na parę żarcików o pannach Yu oraz Mee. Gdybym nie znała angielskiego i nie próbowała odgadnąć, jak to wyglądało w oryginale, nie zauważyłabym ich. Nieco zaskoczyły mnie kajdanki na klatce piersiowej (s. 420).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz