sobota, 25 lutego 2023

"Analfabetyzm matematyczny" — narzekania

Tytuł:           Analfabetyzm matematyczny     
Tytuł oryginału: Innumeracy                    
Autor:           John Allen Paulos             
Tłumacz:         Jacek Miękisz                 
Wydawnictwo:     Gdańskie Wydawnictwo Oświatowe
Rok 1. wydania:  1988                          

Podtytuł "i jego skutki" wiele obiecuje, ale Autor tych obietnic nie spełnia. Ot, biadoli, że bardzo wielu ludzi myli proste pojęcia, wierzy w astrologię, daje się nabierać reklamom i robi jeszcze mnóstwo innych głupot. Oczywiście, że lepiej byłoby, gdyby ludzie porządniej znali matematykę. Ale globalnych skutków nie widzę. A takie w skali mikro mogą być zróżnicowane. Co innego wierzyć, że ma się jakieś tam cechy, bo urodziło się w końcu czerwca, a co innego przegrać majątek w pokera.

Książka niezbyt ładnie się zestarzała i w dużym stopniu dotyczy Stanów Zjednoczonych. Owszem, te części, które zostały poświęconej czystej matematyce, nadal są aktualne. Ale na przykład narzekania na amerykański system edukacyjny nic Polakowi nie powiedzą. Prezydenta Reagana ledwie pamiętam, więc wszystkie odniesienia do ludzi i zdarzeń z tych czasów trafiały w próżnię.

Wiele się na świecie zmieniło od tego czasu. Analogiczna książka pisana dzisiaj zapewne położyłaby większy nacisk na informatykę i komputery. I mam wrażenie, że kobiety mniej boją się matematyki niż trzydzieści parę lat temu, dzieci w podstawówkach startują w konkursach matematycznych... No, przynajmniej w Polsce.

Nie ma żadnych wodotrysków — ilustracji, bibliografii, indeksu, dodatków... A czasem by się przydały, na przykład łatwiej pokazać, jak wygląda rozkład normalny, niż go opisywać.

Nie zauważyłam wpadek językowych.

środa, 22 lutego 2023

"Wyliczanka" — kryminał z zagadką

Tytuł:           Wyliczanka         
Tytuł oryginału: Think of a Number  
Autor:           John Verdon        
Tłumacz:         Krzysztof Mazurek  
Wydawnictwo:     Wydawnictwo Otwarte
Rok 1. wydania:  2010               

Nawet ciekawy kryminał. Zaczyna się wciągająco, bo od tajemnicy — skąd nadawca listu mógł wiedzieć, którą liczbę od jednego do tysiąca wybierze przyjaciel detektywa? Chęć poznania rozwiązania skłania do czytania. I owszem, dowiadujemy się, jak do tego doszło. A potem robi się jeszcze dziwniej, nic na scenie zbrodni nie trzyma się kupy.

Acz nie wszystkie zagadki zostają wyjaśnione — na przykład białe krzesło nie doczekuje specjalnego wytłumaczenia (a miałam taką interesującą koncepcję na ten temat). Jednak trzeba przyznać, że większość doczekuje sensownego finału, nie ma co narzekać.

Niekiedy udawało mi się wyprzedzać głównego detektywa. Co pewnie prowadzi do pochlebnych wniosków, bo protagonista kreowany jest na geniusza. Nic nie przegapia (no, bez przesady, z zauważeniem niektórych rzeczy czeka aż do kluczowego momentu).

Denerwowały mnie niektóre elementy obyczajowe. Małżonka protagonisty ma do niego pretensje nie wiadom właściwie, o co. Nikt jej nie powiedział, że poślubia policjanta? I nie chce mi się wierzyć, że główny bohater przez kilka tygodni nie zdołał oddzwonić do syna i zawsze był nieodpowiedni moment. No nie.

Zaskoczyło, że chociaż akcja rozgrywa się w Stanach Zjednoczonych, wszyscy używają (kilo)metrów, a nie stóp i mil. Ale przy objętościach już posługują się galonami. Jakoś dziwnie to wygląda — ani amerykańsko, ani nawet konsekwentnie metrycznie... Ze dwie postacie noszą polsko brzmiące nazwiska, ale może to interwencja tłumacza, jak i (podejrzewam) metry.

Zauważyłam jakieś powtórzenie, gdzieś "na prawdę" wepchnęło się na miejsce "naprawdę".

czwartek, 16 lutego 2023

"Duch wielkiej ławicy" — nietrafione prognozy

Tytuł:           Duch wielkiej ławicy          
Tytuł oryginału: The Ghost from the Grand Banks
Autor:           Arthur Clarke                 
Tłumacz:         Radosław Kot                  
Wydawnictwo:     Etiuda                        
Rok 1. wydania:  1990                          

Pewne grupy doszły do wniosku, że w setną rocznicę zatonięcia podniosą z dna wrak Titanica. Czyli akcja rozgrywa się głównie w 2012 roku (chociaż plany zaczynają powstawać o wiele wcześniej), około pokolenia po publikacji. I to niefortunny okres, chociaż z datą zatonięcia nic się nie dało zrobić. Za łatwo sprawdzić, w których momentach pisarz poprawnie prognozował.

Autor próbował przedstawić jakąś wizję ówczesnej przyszłości, ale z niczym nie trafił. Pewne rzeczy przeszacował, innych mocno nie docenił. Rozbawiła mnie wizja, że obraz komputerowy ładuje się po linijce, bo trzeba dużo obliczeń (i nie mówimy tu o przedpotopowym sprzęcie używanym w miejscu pracy). Za to badania dna morskiego idą pełną parą, a hologramy trafiły pod strzechy.

Nie podobało mi się przyjmowane za pewnik założenie, że zmiany klimatyczne wynikają z naturalnych procesów, a nie z ludzkich szaleństw. Gdzieś tam pada stwierdzenie, że natura przygotowywała paliwa kopalne przez wiele lat, a człowiek spalił dopiero sto. Serio? Organizacje ekologiczne przedstawiane są jako bandy szaleńców.

Pewną rolę odgrywa zbiór Mandelbrota. Clarke niby próbuje wyjaśniać, co to takiego, ale zaskoczyło mnie, że można to zrobić bez użycia liczb zespolonych. No, takie traktowanie ekologii i matematyki sprawia wrażenie, że warstwa science w SF mocno kuleje.

Książka raczej krótka, ale bohaterów całe mnóstwo. Nie zdążyłam się z żadnym jakoś porządnie zżyć. To na pewno opis projektu (śmiałego, interesujące rozwiązania technologiczne), a nie człowieka.

Pod względem językowym powieść też mnie nie rzuciła na kolana. Trafiają się literówki.

poniedziałek, 13 lutego 2023

"Alkoholowe dzieje świata" — jak w tytule

Tytuł:          Alkoholowe dzieje świata
Autor:          Andrzej Fiedoruk        
Wydawnictwo:    Księży Młyn             
Rok 1. wydania: 2020                    

Dość swobodna gawęda o historii ludzi i alkoholu. Tematy płynnie przechodzą między opisem epok, gatunków alkoholi, krajów, ciekawostek... Czyli Autor omawia a to picie w starożytności, a to historię calvadosu, a to politykę fiskalno-prohibicyjną w Stanach Zjednoczonych, a to polskich artystów, którzy mocno posiłkowali się procentami, a to kreśli parę słów o Oktoberfest...

Cóż, tematyka bogata i złożona, wykład można ciągnąć długo. Trochę wypada chaotycznie, ale nie przestaje być przyjemny w odbiorze. Fiedoruk traktuje alkohol jak przyjaciela — dostrzega wady, ale wypowiada się o nim z sympatią. Dopiero na końcu jakby sobie nagle przypomniał, że nie wypada tak chwalić pijaństwa, więc podkreśla negatywne skutki.

Język bardzo lekki — pełno tu zdrobnień, zabawnych określeń, nie brakuje żarcików. Nieco przy tym niestaranny. Może nie ma rażących błędów, ale trafiają się zgrzyty w konstrukcji zdań. Ot, jakby sprawdzał ktoś na lekkim rauszu i na wiele usterek z ułańską fantazją przymykał oko.

Dużo czarno-białych ilustracji. Niemal na każdej kartce znajdzie się jakaś fotografia lub szkic; butelki, etykiety, dzieła sztuki, omawiani ludzie... Jedna fotografia jest do góry nogami (kto wie, może i specjalnie), inna niejako zdublowana — raz występuje jako plakat, a raz jako zdjęcie, które stanowiło punktu wyjścia do plakatu. Na końcu zamieszczono kilka stron bibliografii.

środa, 8 lutego 2023

"Kto zabił panią Skrof?" — przedwojenny kryminał

Tytuł:           Kto zabił panią Skrof?     
Tytuł oryginału: Kuka murhasi rouva Skrofin?
Autor:           Mika Waltari               
Tłumacz:         Sebastian Musielak         
Wydawnictwo:     Wydawnictwo Literackie     
Rok 1. wydania:  1939                       

Książka z innej epoki (powstała przed II wojną światową), a jednak nie rzuca się to w oczy. To znaczy, widać, że nikt nie rozmawia przez komórkę ani nie posługuje się komputerem, ale ludzie przypominają współczesnych. Nie zauważyłam oznak zbliżającej się wojny, kryzysu gospodarczego na świecie, niepokoju w Europie... Może to Finlandia mało się zmieniła?

Ot, w pewnej kamienicy starsza pani otruła się gazem. Na pierwszy rzut oka — tragiczny wypadek. Na drugi (co zresztą zdradza sam tytuł) — morderstwo. Podejrzanych całe mrowie, staruszka była na tyle nieprzyjemna, że pół okolicy miało jakiś tam motyw, w co drugim alibi można znaleźć dziury.

Z metodami śledczymi bym się nie zgodziła, na takie prowokacje obecnie nikt by nie wyraził zgody. Ale o odciskach palców policjanci już słyszeli, ta wiedza zdążyła dotrzeć nawet do laików.

Narrator bardzo naiwny, ale to młody chłopak, można mu wybaczyć. Jest tak zadufany z sobie, że momentami bywa zabawny. Tak gdzieś na poziomie bohaterów "Trzech panów w łódce".

Być może wyłapałabym zapowiedzi wojny i oznaki innych czasów, gdybym lepiej znała historię Finlandii. Fakt, nawiązania do starego szlachectwa jednego z bohaterów nie brzmią współcześnie, ale już w Anglii chyba by nie raziły. No, może jeszcze w niektórych przypadkach rzuca się w oczy, że ten czy tamten człowiek jest bogaty z domu.

Czytało się dość szybko. Ciekawam, czy to właśnie początek skandynawskiego kryminału. Bo nie kojarzę żadnego wcześniejszego skandynawskiego znanego "kryminalisty".

Nie zauważyłam usterek językowych.

sobota, 4 lutego 2023

"Kosogłos" — domknięcie wątków

Tytuł:           Kosogłos                                      
Tytuł oryginału: Mockingjay                                    
Tom:             3                                             
Autor:           Suzanne Collins                               
Tłumacz:         Małgorzata Hesko-Kołodzińska, Piotr Budkiewicz
Wydawnictwo:     Media Rodzina                                 
Rok 1. wydania:  2010                                          

Trzeci tom serii, teoretycznie ostatni, ale podobno Autorka stosunkowo niedawno dopisała coś jeszcze. Niby wszystkie wątki zostały domknięte w trzecim tomie, ale zawsze można dopisać jakiś sequel. Albo o dzieciach, albo o kolejnej walce o wolność, kiedy okaże się, że tak naprawdę to niewiele się zmieniło.

Do fabuły nie mam większych zastrzeżeń, ale protagonistka raczej mnie denerwowała. Sama nie wiedziała czego chce i kogo kocha, a kogo nienawidzi. Miotała się bez sensu, a potem była strasznie zaskoczona, że nic rozsądnego z tego nie wyszło. Dużo rozczulała się nad sobą, cierpiała na ostry deficyt empatii.

W tej książce Katniss została symbolem rebelii, czyli tytułowym kosogłosem (to taki ptak, chyba wymyślony). Rola niełatwa, bo musiała przede wszystkim wyglądać pięknie (albo na strasznie poranioną, w zależności od tematyki kręconej agitki) i nie narażać się na bezpieczeństwo. Przy tym słabo jej wychodziło udawanie, sprawdzała się tylko w prawdziwej walce, a przeciwnik zachowywał się wrednie. Jak na głównego złola w young adults przystało... Przynajmniej w jakiejś części miotanie wynikało ze stawianych dziewczynie sprzecznych wymagań. Ale i tak wkurzało.

Podobało mi się za to, że prosty podział na dobrych i złych nieco się skomplikował. Ot, zaczęła się polityka, niełatwo określić, która strona mniej kłamie, dąży do władzy po mniejszej liczbie trupów, zapewni społeczeństwu lepsze warunki... Jak to w życiu.

Nadal czyta się szybko.

Z niedociągnięć językowych zauważyłam brzydkie powtórzenie — że jakieś potworki prawdopodobnie miały nieprawdopodobnie dobry węch.