czwartek, 27 czerwca 2019

"Znikająca łyżeczka" — ciekawostki chemiczne

Tytuł:           Znikająca łyżeczka    
Tytuł oryginału: The Disappearing Spoon
Autor:           Sam Kean              
Wydawnictwo:     Feeria Science        
Rok 1. wydania:  2010                  

Podtytuł — "Dziwne opowieści chemicznej treści" — nieźle oddaje treść. To zbiór ciekawostek i anegdot dotyczących różnych pierwiastków. Sam tytuł pochodzi od psikusa chemicznych żartownisiów: z talu robi się łyżeczkę do herbaty i wręcza ofierze. Dowcip polega na tym, że tal topi się w temperaturze 29 stopni, więc zaskoczonemu obiektowi dowcipu łyżeczka znika podczas mieszania.

Książka składa się z 19 rozdziałów zebranych w pięciu częściach (z grubsza można napisać, że koncentrują się na powstaniu układu okresowego, radioaktywności, biologii, społeczeństwie i ciekawostkach). Na początku każdego rozdziału znajdują się kafelki z tablicy Mendelejewa odnoszące się do głównych bohaterów danej historyjki.

To raczej gawęda niż wykład — Autor meandruje dookoła tematu, przytacza wiele anegdotek o badaczach zajmujących się omawianym problemem, wspomina o ich uczuciach (kto komu zazdrościł, kto zachował się z klasą, kto zaliczył bardzo głupią wpadkę...). Jeśli jest tu jakiś systematyczny plan opowiedzenia o wszystkich pierwiastkach, to nie rzuca się w oczy. Lekki styl, powinien być zrozumiały także dla laików.

Czyta się bardzo przyjemnie, chociaż zapewne po kilku miesiącach trudno będzie znaleźć w książce konkretną informację. Brak indeksu (chociażby pierwiastków, jeśli już nie wszystkich omawianych związków) woła o pomstę do nieba. Bibliografia jest gorzej niż skromna — zawiera tylko 9 pozycji, ale dodatkowe zamieszczone zostały w przypisach na końcu (weź, człowieku, i coś tam znajdź, kiedy już zdążysz zapomnieć, w którym rozdziale było na przykład o cyklonie B).

Amerykańskość punktu widzenia jest widoczna, ale nie bije po oczach ani nie przeszkadza w lekturze.

Ilustracje pojawiają się bardzo rzadko, zwykle są to fotografie, które z jakichś powodów zapisały się w historii nauki. Na końcu książki znajdują się wywiad z Autorem, omówienie jego ulubionych pierwiastków i układ okresowy — prosty, zawierający tylko podstawowe informacje: skrót, liczba atomowa i masa.

Nie zauważyłam żadnych usterek językowych.

niedziela, 23 czerwca 2019

"Siła niższa" — drugi tom

Tytuł:          Siła niższa 
Autor:          Marta Kisiel
Tom:            2           
Wydawnictwo:    Uroburos    
Rok 1. wydania: 2016        

Trochę mi to wygląda na syndrom drugiego tomu, ale może miałam zbyt rozbudowane oczekiwania. Bohaterów już na ogół znałam z pierwszej części, więc zabrakło radości z ich odkrywania i zaskoczeń na tym tle. Nie znalazłam tylu błyskotliwych cytatów wartych odnotowania co poprzednio. I sama koncepcja siły niższej niezbyt do mnie przemawia. Za mało różni się od wyższej.

W pierwszej części powieści na Konrada spadło mnóstwo problemów, przeważnie niezasłużonych. Aż żal było czytać o tych wszystkich kataklizmach. Miałam wrażenie, że Autorka prezentuje bardzo babski punkt widzenia i za dużo wymaga od swojego bohatera. To jakby ktoś twierdził, że jeśli kobieta nie chodzi regularnie na siłownię, to się zaniedbuje. Na szczęście w końcu protagonista zaczął wychodzić na prostą, a mnie komfort czytania się poprawił. Druga część wydaje mi się bardziej zrównoważona pod względem babsko-chłopskiej perspektywy i zawiera głębsze prawdy.

Z nowych postaci — pojawia się Tsadkiel, komiczny w swojej przerysowanej wredocie anioł skromności i sprawiedliwości. Tak upierdliwy, że Turu nazywa go Zadkielem. I trójka duchów wehrmachtowców (po śmierci wyszli na całkiem przyzwoitych nieludzi). Poznajemy również bliżej samego Turu — gospodarza nowej siedziby dożywotników. I jeszcze na światło dzienne wychodzą konsekwencje pewnego czynu Carmilli wspomnianego w pierwszym tomie...

Ogólnie — czyta się lekko i przyjemnie, zwłaszcza drugą połowę. Ale pierwszy tom bardziej mi się podobał, był lżejszy i zawierał świeży pomysł. Kontynuacja to już nie to samo.

Język nadal błyskotliwy — pełen zabawnych porównań i odwołań do literatury. Acz chyba mniej niż w "Dożywociu". Warsztatowo książka nieźle dopracowana, chociaż nie idealna — mignęły mi jakieś sporadyczne literówki.

środa, 19 czerwca 2019

"Siostra" — dużo egzaltacji

Tytuł:           Siostra        
Tytuł oryginału: Sister         
Autor:           Rosamund Lupton
Wydawnictwo:     Świat Książki  
Rok 1. wydania:  2010           

Nie przemówiła do mnie kompozycja powieści. Zaczyna się od tego, że bohaterka jest oblężona przez dziennikarzy. Czyli sprawa bardzo głośna, zapewne bulwersująca społeczeństwo. Ale trzeba czekać prawie całą książkę, żeby dowiedzieć się, o co chodzi. Samobójstwo kobiety, która urodziła martwe dziecko, nie doprowadziłoby do takiego wyrojenia mediów, morderstwo też raczej nie — gazety mogą przebierać w takich tematach jak w ulęgałkach. Jednak bardzo długo nie dowiedziałam się, o co naprawdę chodzi. Z tego powodu odnosiłam wrażenie, że narratorka coś przede mną ukrywa i irytowało mnie to.

Forma powieści to jakby list do zmarłej siostry. Albo monolog, którego ona ma słuchać. Bez różnicy, wydawało mi się to tak mało sensowne, że egzaltowane. Drugoosobowa narracja nieźle pasuje do obranej wizji książki, jednak trochę mnie męczyła. Nigdy nie czułam się młodszą siostrą, trudno mi było utożsamiać się z adresatką.

Dużo dygresji, które prawdopodobnie miały lepiej pokazywać relacje między siostrami, ale mnie wydawały się bez związku z fabułą, a niekiedy nawet całkiem niedorzeczne w sytuacji narratorki. Finał wcale nie poprawił tego wrażenia. A pamiętajmy, że narratorka już na dzień dobry podpadła mi ukrywaniem kluczowych informacji.

Rozwiązanie zagadki — kiedy już wreszcie nastąpiło — owszem, było ciekawe i grało na emocjach. Ale wydawało mi się, że nie wynagradzało tego całego czekania. Jakby Autorka tak długo obiecywała mi: "Poczekaj jeszcze chwileczkę, zaraz się zacznie", że w końcu zasnęłam.

Ogółem — za dużo emocji, a za mało zagadek do samodzielnego rozwiązania. Zapewne czytelnik miał czekać na wyjaśnienia, obgryzając paznokcie z nerwów. Ale to nie mogło chodzić o mnie.

W jednym miejscu ktoś nie dopilnował szczegółów: na stronie 175 napisano, że coś stało się 18 stycznia. A wcześniej dowiadujemy się, że to wydarzenie miało miejsce już po śmierci siostry (kilka dni później) i przyjeździe narratorki do Londynu. Ale nie uznaję tego za bardzo poważną pomyłkę. Gdzie indziej znajduje się poważniejsza, moim zdaniem, wpadka, ale jej opisywanie groziłoby spoilerami.

Pod względem językowym całkiem dobrze — nie rzuciły mi się w oczy żadne usterki.

wtorek, 18 czerwca 2019

Finkla pisze — "Ja, legenda"

Tytuł:          Ja, legenda
Autor:          Antologia  
Wydawnictwo:    Fantazmaty 
Rok 1. wydania: 2019       

Dzisiaj ukazał się zbiór opowiadań "Ja, legenda". To pokłosie zorganizowanego na portalu Nowej Fantastyki konkursu pod tym samym tytułem. Cóż, pozostaje tylko mieć nadzieję, że przejdzie do legendy. ;-)

Okładka wygląda tak:



Wśród dwudziestu pięciu opowiadań znalazło się i moje — "Nowy gracz na rynku many". W ramach konkursu pojawiło się na portalu Nowej Fantastyki (w tej chwili dostępny jest tam jedynie fragment) i niektórzy mogą je już znać. Fantazmatowa wersja przeszła proces redakcji i korekty.

Oczywiście zachęcam do przeczytania i podzielenia się opiniami. :-)

Zbiór można pobrać bezpłatnie na stronie Fantazmatów.

sobota, 15 czerwca 2019

"Starożytny Bliski Wschód" — o artefaktach

Tytuł:          Starożytny Bliski Wschód
Autor:          Piotr Bieliński         
Wydawnictwo:    PWN                     
Rok 1. wydania: 1985                    

Starożytność kojarzy się raczej z Grecją, Egiptem, ewentualnie powstawaniem "Starego Testamentu". W opracowaniu chodzi o jeszcze starszy okres, co wyjaśnia podtytuł: "Od początków gospodarki rolniczej do wprowadzenia pisma". Czyli gdzieś do IV tysiąclecia p.n.e., czasy zwykle nazywane prehistorią.

Książka została podzielona na osiem rozdziałów, uszeregowanych najpierw chronologicznie, a potem regionami. Zaczyna się od epipaleolitu w Syro-Palestynie, a kończy na schyłku neolitu w Mezopotamii i Elamie. Ostatni rozdział mocno różni się od pozostałych, bo traktuje o wybranych problemach badawczych.

Jak na moje potrzeby, wykład prowadzony jest na zbyt szczegółowym poziomie, brakowało mi szerszego spojrzenia na problematykę. Szczególnie na początku — dostajemy opis narzędzi, procentowy skład kości zwierzęcych, plany szałasów, ale bez wyjaśnień, czym omawiana kultura różniła się od sąsiednich, co ją z nimi łączyło, skąd pochodziła, czy handlowała z innymi... Potem sytuacja stopniowo się poprawia, zapewne brak ogólnych opisów wynika z ubóstwa i fragmentaryczności danych.

Czytając, można odnieść wrażenie, że analizowane kultury zostały stworzone przez narzędzia, ceramikę i budowle. Otrzymujemy opisy artefaktów, ale strasznie mało w książce ludzi. A skoro znaleziono jakieś pochówki, to chyba wiadomo, ile ówcześni mieszkańcy Bliskiego Wschodu mieli wzrostu, czy grzebano oddzielnie kobiety, mężczyzn i dzieci, czy różnicowano dary na ostatnią drogę, może nawet jak długo żyli właściciele szkieletów i na co zmarli. A tu głównie opisy geograficzno-klimatyczne, charakterystyka ceramiki (w jakim kolorze, z jakiej gliny, jak i czym zdobiona...), narzędzi (czy wkładki do sierpów były wyświecone od ścinania traw lub zbóż itp.), czy do chat wchodziło się przez drzwi, czy przez dach...

Książka jest przeznaczona raczej dla znawców tematu. Amator nie zrozumie wszystkiego (mało ogólnych zależności), a szczegóły niewiele mu powiedzą. Autor na ogół nie wyjaśnia specjalistycznych terminów. Na przykład wciąż nie wiem, jak wyglądał i do czego służył tylczak, chociaż słowo to pada mnóstwo razy — musiało to być bardzo popularne narzędzie.

Bardzo dużo ilustracji. Prawie półtorej setki rycin — głównie narzędzi kamiennych, ceramiki i planów osad lub domostw — zazwyczaj pokazujących wiele obiektów, niestety bardzo słabo opisanych, Na przykład "Przemysł kamienny z fazy Ali Kusz" (a ja ciągle nie wiem, czy tam jest tajemniczy tylczak) albo "Ceramika malowana z warstwy II A w Hacilar". Nawet skala nie zawsze jest podana. Do tego ponad 50 czarno-białych fotografii na końcu książki — tutaj przynajmniej dokładnie wyjaśniono, co przedstawiają. Niekiedy w tekście znajdują się bezpośrednie odwołania do nich.

Fachowcy, którym szczegółowa wiedza w tekście nie wystarczy, znajdą jeszcze tablice chronologiczne, mapy i dziesięć stron bibliografii. Wyszukanie w książce potrzebnych akurat informacji powinien ułatwić indeks nazw geograficznych, kultur i stanowisk archeologicznych.

Pod względem warsztatowym ładnie dopracowany tekst, tylko jedna literówka mi gdzieś mignęła, jakieś powtórzenie...

czwartek, 13 czerwca 2019

Finkla redaguje — trzynasty numer "Silmarisa"

Dzisiaj pojawił się trzynasty numer naszego czasopisma. Podobno pechowy, ale od samego początku twardo trzymamy się tej trzynastki, publikujemy wyłącznie trzynastego. Póki co — odpukać — klątwy nie stwierdzono.

Numer letni, krasnolud na okładce nie pozostawia co do tego wątpliwości. Gdyby ktoś nie wiedział, co będzie modne na kopalnianych plażach w tym sezonie:



Znowu poniżej dwustu stron, za to w środku aż dwa fragmenty książek naszych redakcyjnych koleżanek. Proza i publicystyka też oczywiście są. Zapraszam do lektury.

Plik z zawartością magazynu (w formacie pdf) pobrać można na naszej stronie.
Za kilka dni pojawią się wersje w formatach do czytników elektronicznych.

poniedziałek, 10 czerwca 2019

"Wampir z KC" — komunistycznie

Tytuł:          Wampir z KC     
Autor:          Andrzej Pilipiuk
Wydawnictwo:    Fabryka Słów    
Rok 1. wydania: 2018            

Zbiór opowiadań o trójce warszawskich wampirów. Przez pierwszą połowę teksty są powiązane wyłącznie osobami bohaterów (na przykład w jednym opowiadaniu któryś z drugoplanowych wampirów ginie, a w późniejszej historyjce o łowcach, którzy dostali zlecenie między innymi na niego, nie ma o tym ani słowa). Potem opowiadania zaczynają się układać chronologicznie, ściślej łączyć — wydarzenia z wcześniejszego mają swoje skutki w następnym. Czasowo — końcówka budowania socjalizmu w Polsce, a później raczkujący kapitalizm.

Czytając, momentami miałam wrażenie, że słucham Pietrzaka. Komunizm w tej części Europy już równie martwy jak Marks i Engels, ale kawały ciągle te same... Jednak nie można narzucać pisarzowi, jaką epoką powinien się zajmować.

To trzeci tom, wcześniejsze już kiedyś czytałam. Ich znajomość pozwala chociaż z grubsza orientować się, kto jest czyim rodzeństwem, kto wyjątkową mendą...

Epizodycznie, w jednym z opowiadań, pojawia się Jakub Wędrowycz z przyjacielem. Fajnie spotkać starych znajomych, ale zdziwiło mnie, że na początku opowieści wampiry uważają egzorcystę-degenerata za legendę, a pod koniec cieszą się, że przetrwanie spotkania z Wędrowyczem zapewni im sławę wśród krwiopijców.

Przewijający się w tle komentarz do zmian ustrojowych mógłby być interesujący, niestety pozostał powierzchowny — dużo uproszczeń i stereotypów. No, ale to już taki typ literatury.

Czyta się szybko i na ogół przyjemnie. Humor ułatwia lekturę.

Nie zauważyłam wpadek warsztatowych.

piątek, 7 czerwca 2019

"Morderstwo odbędzie się..." — nietypowy początek

Tytuł:             A Murder Is Announced     
Tytuł tłumaczenia: Morderstwo odbędzie się...
Autor:             Agatha Christie           
Wydawnictwo:       HarperCollinsPublishers   
Rok 1. wydania:    1950                      

Zwraca uwagę nietypowy początek zbrodni, o którym świadczy już tytuł — w lokalnej gazecie ukazuje się ogłoszenie, że morderstwo odbędzie się w takim to a takim miejscu... I to już dziś wieczorem. Wszyscy myślą, że to tylko gra towarzyska, ale człowiek, który zapłacił za ogłoszenie, naprawdę zginął od strzału z rewolweru. Dlaczego ktokolwiek chciałby rozpowszechniać chęć mordu wraz z dokładną datą i miejscem?

Policja być może uznałaby tę śmierć za samobójstwo lub nieszczęśliwy wypadek — choć śledczy mieli wątpliwości — jednak wmieszała się niezawodna panna Marple. Oczywiście, że liczni bohaterowie kojarzyli jej się ze starymi znajomymi...

Sprawa wydaje się poplątana; podejrzanych cała masa — w końcu kto nie wziąłby udziału w takiej ekscytującej zabawie i to jeszcze z zaproszeniem wydrukowanym w prasie? Trup ściele się coraz gęściej — jak to często bywa, jedna zbrodnia prowadzi do następnej i robi się coraz więcej rzeczy do ukrycia, coraz więcej niewygodnych świadków...

Po raz kolejny można podziwiać nieznaczne podsuwanie odbiorcy kluczowych kwestii. Czytałam książkę już wcześniej, z grubsza pamiętałam motywy popełniania morderstw, więc mogłam na spokojnie obserwować, jak robi to Królowa kryminału. W tej powieści jedna z najważniejszych informacji jest powtarzana tyle razy, że aż łatwo ją przegapić.

Trochę raziło mnie wykorzystanie bajecznych zbiegów okoliczności. No, ale w drugorzędnych sprawach, więc chyba można Autorce darować.

Zauważyłam kilka literówek. Na anglojęzycznych rynkach też oszczędzają na korekcie.

poniedziałek, 3 czerwca 2019

"Służące do wszystkiego" — anegdotycznie

Tytuł:          Służące do wszystkiego  
Autor:          Joanna Kuciel-Frydryszak
Wydawnictwo:    Marginesy               
Rok 1. wydania: 2018                    

Książka poświęcona służącym w Polsce w pierwszej połowie XX wieku — ich wysiłkom, zakresowi obowiązków, warunkom bytowym i wielu innym aspektom. Służące do wszystkiego — jak sama nazwa wskazuje — zajmowały się praktycznie całym prowadzeniem domu: gotowanie, sprzątanie, robienie zakupów, opieka nad dziećmi... Kiedy czasy były ciężkie i państwo musieli ograniczyć liczbę pomocników, zrobiły się bardzo popularne.

Książka podzielona została na szesnaście rozdziałów ułożonych z grubsza logicznie i chronologicznie — zaczyna się od anonsów i opisów zatrudniania służby, a kończy na czasach powojennych, kiedy ten zawód już praktycznie zniknął. Do tego dochodzą noszące odrębne śródtytuły opowieści o poszczególnych kobietach oraz fragmenty z przedwojennego poradnika.

Zebrane dane są przeważnie anegdotyczne; historia tej czy tamtej służącej. Niekiedy kobiet, które pracowały u znanych postaci: Sienkiewicza, Nałkowskiej, Iłłakowiczówny, Kossaka… Nie wiedziałam na przykład, że to służąca podsunęła Gombrowiczowi słynne zdanie kończące "Ferdydurke": "Koniec i bomba, a kto czytał, ten trąba!". Uważam jednak, że po przeczytaniu książki zyskuje się niezły ogólny obraz życia polskiej służącej w omawianym okresie.

Czyta się ciekawie, chociaż Autorka porusza niekiedy ciężkie tematy — urągające wszystkiemu warunki mieszkania i pracy, analfabetyzm (i niejako powiązana z nim ogólna bezbronność), harówka od świtu (a nawet wcześniej) do późnej nocy, bywa, że bez żadnych przerw… No, wyzysk. A oprócz tego — opowieści z czasów okupacji. Różnie bywało — czasem służące pomagały żydowskim pracodawcom, czasem ich szantażowały…

Bardzo dużo czarno-białych ilustracji — głównie zdjęcia (chociaż służbie robiono je bardzo rzadko) i wycinki prasowe. Lekturę urozmaicają również fragmenty "Poradnika służby domowej" pióra Ulanickiej.

Książka zawiera kilkanaście stron bibliografii, w podziale na poszczególne rozdziały.

Nie zauważyłam wpadek językowych. Oczywiście, nie liczę błędów w cytatach z listów i wypowiedzi służących.