sobota, 29 października 2022

"Kwestja krwi" — dwuwątkowo

Tytuł:          Kwestja krwi  
Tom:            7             
Autor:          Marcin Wroński
Wydawnictwo:    W.A.B.        
Rok 1. wydania: 2014          

Teoretycznie to siódmy tom cyklu, ale opowiada o pierwszej sprawie prowadzonej przez Zygę Maciejewskiego — boksera i policjanta. Akcja toczy się w Zamościu (a nie Lublinie). To tam wyjątkowo młody aspirant zostaje wysłany na pierwszą po szkole policyjnej pracę i stamtąd pragnie się najszybciej wyrwać. Najlepiej — rozwiązując jakąś grubszą sprawę, przerastającą słabo wykształconych miejscowych pracowników.

Kiedy na posterunek trafia znaleziona w ogrodzie zoologicznym zakrwawiona damska rękawiczka, aspirant rzuca się więc w wir śledztwa i nie popuszcza, chociaż zewsząd docierają do niego sygnały, że właścicielka rękawiczki żyje i ma się świetnie. Policjant miota się przy tym na ogół bez większego sensu. Trzeba jednak przyznać, że reszta branży nic mu nie ułatwia.

Zasadniczo zdarzenia dzieją się pod koniec 1926 roku, ale już od początku książki pojawiają się wstawki z 1952, a w ostatnich rozdziałach dochodzą jeszcze jakieś drobiazgi z 1936. Niby ma to sens, bo wszystkie elementy śledczej układanki wyjaśniają się dopiero po wojnie, ale przez większość książki najpóźniejszy wątek mnie irytował i wydawał się nie na temat.

Wybrałam siódmy tom (bardzo nie po kolei), bo niedawno odwiedziłam Zamość, coś tam jeszcze pamiętałam z nazw ulic i ciekawie było rozpoznawać w książce rzeczy widziane na żywo. Interesujące doświadczenie, polecam.

Usterek językowych nie zauważyłam albo nie zapamiętałam. Jot w tytule to nie literówka, tylko nawiązanie do pisowni sprzed wieku.

wtorek, 25 października 2022

"Hel3" — z Księżycem

Tytuł:          Hel3               
Autor:          Jarosław Grzędowicz
Wydawnictwo:    Fabryka Słów       
Rok 1. wydania: 2017               

SF, świat w przyszłości, powstały z ekstrapolacji niektórych trendów. Europa zachodnia żyje biednie. Nie żeby ich nie było stać, ale sami się ograniczają — bo ekologia, bo nie wypada, bo to niewygodne i niemodne... Polscy politycy dostają rozkazy od innych rządów (to zdaje się już mamy), a kiedy myślą, że nikt niepowołany ich nie widzi, popuszczają sobie cugli. Ten świat został bystrze skonstruowany, ale mam nadzieję, że do czegoś takiego nie dojdzie.

Akcja rozwija się bardzo wolno. Mija ponad pół książki czegoś w rodzaju wprowadzenia, zanim pojawia się nawiązanie do tytułowego izotopu helu. Od tego momentu czyta się o wiele ciekawiej.

Wcześniej nie potrafiłam zapałać sympatią do protagonisty — iwenciarza, czyli kogoś w rodzaju paparazzi, kto wyczekuje, aż zdarzy się coś godnego tabloidów, aby nagrać filmik i puścić go w sieci. I już lecą kliknięcia i dochody z reklam. Taka hiena dziennikarska, która nawet nie rozpacza zbytnio, kiedy po emisji pewnego nagrania znika kilku znajomych. Mogłam facetowi kibicować dopiero wtedy, kiedy zaczęto na niego aktywnie polować. Wcześniej miał więcej szczęścia niż rozumu i szlachetności razem.

Z merytorycznych byków — zaskoczył mnie wschód Ziemi oglądany z Księżyca. No, teoretycznie to możliwe, ale przecież nie z okolic Morza Jasności, nie dosyć, że po widocznej stronie naszego satelity, to jeszcze prawie na środku. Tam Ziemia cały czas tkwi niemal w zenicie, tylko się obraca i terminator po niej krąży.

Jeśli chodzi o poziom językowy — jest o wiele lepiej. Acz jakieś tam zagubione podmioty zauważyłam.

środa, 19 października 2022

"36 forteli" — walka po chińsku

Tytuł:          36 forteli     
Autor:          Piotr Plebaniak
Wydawnictwo:    Zysk i S-ka    
Rok 1. wydania: 2017           

Podtytuł: "Chińska sztuka podstępów, układania planów i skutecznego działania". Książka podobno powstała na podstawie jakiejś przypadkiem znalezionej broszurki (i nie mam na myśli tej konkretnej publikacji, to raczej cała gałąź różnych tłumaczeń i rozwinięć). Cóż, przeszła wiele zmian i mój egzemplarz to solidna cegła.

Gros tej objętości zajmuje omówienie tytułowych forteli — strategii, porad i wskazówek wywodzących się z Chin. Co tam robi wprowadzenie Sapkowskiego, nie mam pojęcia. Zapewne wabi nabywców. Tym bardziej, że właściwy Autor dołożył jeszcze sto stron własnego wprowadzenia (trochę mi się dłużyło).

Same fortele nie zaskakują zbytnio, raczej wydają się zdroworozsądkowe, zwłaszcza jeśli człowiek już się oswoi z chińskim podejściem do wojny i walki. Sprowadzają się do cierpliwości, nieulegania chwilowym emocjom podczas decydowania, osłabiania przeciwnika na wszelkie sposoby itp., tylko ubranych w dostojne szaty kwiecistego wschodniego stylu (na przykład "rzuć cegłę, aby przyciągnąć nefryt").

Omówienie każdego fortelu zaczyna się od krótkiego wyjaśnienia, na czym on polega. Potem następują przykłady historycznych zastosowań — na ogół co najmniej jeden chiński i co najmniej jeden z potyczek Zachodu (często gęsto Polski). Na końcu porady praktyczne podzielone na dwie części — wskazówki, jak fortel zastosować i jak się przed nim chronić. Niekiedy trafia się ramka z omówieniem jakiegoś zjawiska.

Dołożono starań, aby książka była łatwiejsza w użyciu. Szare oznaczenia na brzegach kartek pozwalają błyskawicznie odnaleźć każdy fortel. Plebaniak bardzo często odwołuje się do innych (pod)rozdziałów i też łatwo je odszukać w razie potrzeby. Nawet imiona zostały dla odróżnienia podkreślone (wężykiem). Do tego na końcu zamieszczono krótkie omówienie transkrypcji chińskiego, chronologiczny indeks przykładów, spis ramek, spis map i planów, indeks ważniejszych terminów oraz indeks postaci i nazw własnych.

Gdzieś tam trafił się błąd zecerski. Czasami zgrzytała mi jakaś konstrukcja zdania, słowa wydawały się użyte niezupełnie zgodnie z przeznaczeniem (umniejszyć zamiast zmniejszyć itp.). Ale ogólnie nie narzekam na język.

czwartek, 13 października 2022

"Morderstwo na 31 piętrze" — o społeczństwie szwedzkim

Tytuł:           Morderstwo na 31 piętrze
Tytuł oryginału: Mord på 31:a våningen   
Autor:           Per Wahlöö              
Tłumacz:         Wojciech Łygas          
Wydawnictwo:     Wydawnictwo Albatros    
Rok 1. wydania:  1964                    

Książka w Polsce ukazała się stosunkowo niedawno, ale opowiada o świecie, który już dawno zniknął. Chociaż nie widać tego po papierze, wkrótce coś się zaczyna nie zgadzać — nikt nie używa telefonu komórkowego, trzydziestopiętrowy wieżowiec szokuje (a straż pożarna nie bardzo może dotrzeć do górnych pięter, ojojoj)... No i firma skupiająca praktycznie wszystkie ważniejsze gazety w kraju mieści się w jednym miejscu. Dla mnie to dopiero jest niezwykłe, a problemy sprawiają wrażenie wydumanych. Całkiem inna epoka.

Powieść z rozbudowanym tłem. Bardzo dużo narzekania na coś, co obecnie nazywa się poprawnością polityczną. Że wszyscy dostają tę samą papkę informacyjną, że narzuca im się jeden przekaz, jeden styl, że nie wolno krytykować, że samobójstw za dużo... Za to w ogóle nie widać powojennej traumy (niecałe dziesięć lat po zakończeniu drugiej światowej). Niektórym neutralność wychodzi na dobre. Cóż, chcielibyśmy mieć takie problemy.

Momentami czułam się nieprzekonana. Bohaterowi się śpieszy, ale nakaz rozwiązania problemu w tydzień zdaje się narzucony odgórnie, a nie wynika z fabuły. A w ogóle mam wrażenie, że tak zadecydował Autor, żeby podnieść dramaturgię. Kto stawia całkiem dobremu policjantowi takie ograniczenia? Dziwne, że facet przy tym przesłuchuje osobiście każdego z kilkunastu podejrzanych, zamiast posłać ludzi z nakazem rewizji. A do tego firma ma podejrzanie dużo do powiedzenia w sprawie śledztwa.

Pod względem językowym też nie jest ani źle, ani nadspodziewanie dobrze. Czasem miałam wątpliwości, kto wypowiada daną kwestię, ale innych usterek nie pamiętam.

wtorek, 11 października 2022

"Rok szczura. Widząca" — początek trylogii

Tytuł:           Rok szczura. Widząca
Tytuł oryginału: Год крысы. Видунья  
Autor:           Olga Gromyko        
Tłumacz:         Marina Makarevskaya 
Tom:             1                   
Wydawnictwo:     Papierowy Księżyc   
Rok 1. wydania:  2009                

Young adults, może nawet bardzo young. Protagonistka na początku jest dzieckiem, dopiero później staje się nastolatką. Ale wyjątkowej naiwności nie traci do samego końca książki. Wierzy w dobroć i szlachetność przyjaciela, który wyrósł na złodzieja, w sprawiedliwość i wiele podobnych idei. Zdaje się totalnie ślepa na ciemniejsze strony rzeczywistości. Bohaterka pozytywna aż do bólu, jak jednorożce. Utalentowana pod pewnym względem. Oczywiście, że jest wielka miłość, ale zakochani chyba nawet się nie całują. Ogólnie —  standardowy zestaw YA.

Tytułowy rok szczura to ludowa nazwa dla roku wyjątkowo parszywego, jeśli chodzi o zbiory i wydarzenia (wojna chyba też się kwalifikuje). Jest tak źle, że nawet system podatkowy się zmienia — dotknięci klęskami płacą mniej, ale za to istnieje coś w rodzaju podatku od ponadnormatywnych wynagrodzeń. Czyli nie tylko nam to grozi, kiedy skarb państwa zaczyna świecić pustkami... Tytuł o tyle nie bardzo pasuje do treści, że fabuła obejmuje dłuższy okres — na początku bohaterka ma bodajże dziewięć wiosen, a pod koniec siedemnaście. I nie wszystkie te lata były złe.

Irytowało mnie światotwórstwo — świat pod wieloma względami przypomina nasz, tylko wiele rzeczy nazywa się inaczej; wieska w miejsce wioski, tsar w miejsce cara itp. Jak dla mnie — obcość generowana bardzo tanim kosztem. Ale przynajmniej element fantastyczny jest w porządku, nawet dość nietypowy. Acz w oryginale brzmi lepiej — rosyjski путник nawiązuje do drogi (co ma pewne znaczenie w książce), w tłumaczeniu ten element ginie.

Lektura z gatunku lekkich, łatwych i przyjemnych.

Trafiają się literówki.

środa, 5 października 2022

"Dzieje Ziemi i rozwój życia" — jak w tytule

Tytuł:          Dzieje Ziemi i rozwój życia
Autor:          Ryszard Borówka            
Wydawnictwo:    Wydawnictwo Kurpisz        
Rok 1. wydania: 2001                       

Książka opowiada o historii Ziemi jako planety (ledwo, ledwo zahacza o takie efemerydy jak Homo sapiens). Przypomina podręcznik, zwłaszcza te wyróżnione kolorowym nagłówkiem definicje i ciekawostki na szerokich marginesach. Ale jak na podręcznik, ma zbyt wysoki próg wejścia.

Praca podzielona została na trzy nierówne części: Pierwsza to właściwie wprowadzenie. Druga, najdłuższa i zajmująca większość książki, opowiada o ewolucji litosfery, hydrosfery i atmosfery (tu właściwie więcej miejsca poświęcono klimatowi, bo i co można mówić o historii atmosfery, jeśli już się opisało zmiany składu powietrza?). Trzecia część pokrótce omawia ewolucję życia.

Całość ogranicza się do podania, jak wyglądały zmiany zachodzące w różnych składowych planety. Trochę brakowało mi dokładniejszego opisu tych procesów, zasad nimi kierujących, być może dochodzenia do aktualnie obowiązujących teorii... Może nawet kosztem suchych faktów. Na przykład, chętnie dowiedziałabym się, czym charakteryzują się poszczególne skały, w jakich warunkach powstają, a nie tylko, że w triasie często tworzyły się trapy bazaltowe, a w sylurze miała miejsce kolizja Laurentii i Fennoskandii.

Książka zawiera wiele kolorowych ilustracji — niemal na każdej stronie zamieszczono mapkę, rysunek czy zdjęcie satelitarne. I znowu — nie obraziłabym się za bardziej szczegółowe i więcej wyjaśniające podpisy pod nimi. Przydałby się również jakiś słowniczek na końcu. Albo chociaż indeks. Bibliografii też nie ma. :-(

Styl dość nasycony żargonem (może stąd moje narzekania na brak słowniczka). Niektóre pojęcia dałam radę odgadnąć z kontekstu albo wiedzy z innych dziedzin (na przykład eoliczny — całkiem ładne słowo), ale przy innych musiałam wywiesić białą flagę.

Z usterek wyłapałam metan opisany jako NH4 (s. 154) i dwugrzybkowe "bardziej chłodniejsze" (s. 158). Poza tym odrobinę przeszkadzało mi słowo "miąższy" użyte jako przymiotnik. Niby słownik Doroszewskiego podaje coś takiego, ale raczej jako archaizm. Może geologiczny żargon absolutnie dopuszcza...

sobota, 1 października 2022

"Z pustymi rękami" — kryminał z pogodą

Tytuł:           Z pustymi rękami 
Tytuł oryginału: A mani vuote     
Autor:           Valerio Varesi   
Tłumacz          Tomasz Kwiecień  
Wydawnictwo:     Wydawnictwo REBIS
Rok 1. wydania:  2006             

W książce czuć upał, który przytłacza i odbiera chęć do działania. I to nie jest komplement. Bardzo wiele miejsca Autor poświęca opisom upału, wzmiankom o klimatyzacji, włączeniom wentylatora, reakcjom ludzi na klimę lub wentylator... Za dużo tego.

Trochę czułam się, jakbym oglądała film, w którym co najmniej drugoplanowe role odgrywają: pogoda w mieście, samo miasto, znaczące okresy milczenia i przeciągające się spojrzenia. To może mieć swój urok, ale obawiam się, że tworzenie nastroju zepchnęło fabułę na jakieś odległe pozycje. Tym bardziej, że w mieście nigdy nie byłam i raczej nie będę, więc niespecjalnie przejmuję się jego losami.

Owszem, trup pojawia się dość szybko. Samo śledztwo jeszcze jakoś daje radę, chociaż bohater wszystko zleca podwładnym, a sam wydaje się głównie odwiedzać knajpy (w większości mają klimatyzację). Albo rozmyślać na temat zmian zachodzących w mieście. Albo rozmawiać o nich z każdym, kto się nawinie. Zakończenie mnie rozczarowało. Jakieś bezbarwne wyszło. Ale przynajmniej upał się skończył.

Na domiar złego tytuł sprawia wrażenie wybranego przypadkowo. Może to jakiś idiom włoski i w oryginale miał sporo sensu, lecz w tłumaczeniu nie widzę specjalnego związku między nim a fabułą.

Znalazłam trochę powtórzeń i garść zgubionych podmiotów.