sobota, 29 października 2016

"Dreszcz 2" — rockowo

Tytuł:          Dreszcz 2. Facet w czerni
Tom:            2                        
Autor:          Jakub Ćwiek              
Wydawnictwo:    Fabryka Słów             
Rok 1. wydania: 2014                     

Druga część serii o bohaterach obdarzonych supermocami w polskim wydaniu. Nie dziwią więc i żule występujący w tej roli. Tytułowy Dreszcz to mieszkający na Śląsku muzyk władający elektrycznością. Książka składa się z kilku opowiadań, niekoniecznie ściśle łączących się w jedną całość. Acz utrzymanych w porządku chronologicznym.

Poszczególne przygody ciekawe, dobrze prowadzona akcja, właściwie dawkowane informacje. Zakończenie zazwyczaj mnie zaskakiwało, więc dostarczało satysfakcji. Jeden zwrot w fabule mam Autorowi za złe, tylko nie chcę spojlować i powstrzymam się od szczegółowej krytyki. Ale nieładnie tak!

Ciekawe pomysły na bohaterów, szczególnie przypadł mi do gustu Ekumen. Mam wrażenie, że muzyk mocno się postarzał od pierwszej części. Teraz już raczej myśli o seksie niż wyrywa laski.

Bardzo dużo odniesień do popkultury. Oczywiście mnóstwo cytatów z rock'n'rollowych utworów, które bez przerwy towarzyszą głównemu bohaterowi, ale można również znaleźć nawiązania do komiksowych klasyków. Właściwie — z taką tematyką chyba nie mogło być inaczej.

Przekazy raczej proste, ale i łatwo trafiające do odbiorcy — jak teksty piosenek.

Język bez fajerwerków, zdarzają się drobne usterki, jak powtórzenia. Ale urozmaicony ślunsko godką Alojza. Pierona, trzeba się było nad tym napracować! ;-)

Lektura z gatunku lekkich, łatwych i przyjemnych.

wtorek, 25 października 2016

"Trucizna królewska" — koniec rządów Kłótliwego

Tytuł:           Trucizna królewska        
Tytuł oryginału: Les Poisons de la couronne
Tom              3                         
Autor:           Maurice Druon             
Wydawnictwo:     Wydawnictwo Literackie    
Rok 1. wydania:  1956                      

Kolejny tom francuskiej sagi historycznej o początkach wojny stuletniej. Trójka przedstawia drugą (pierwszą opisano w "Zamordowanej królowej") część rządów Ludwika X Kłótliwego. Długo się koroną nie nacieszył i pewnie krajowi wyszło to na dobre. Ale może Autor nie lubił tego akurat władcy i postarał się o bardzo niekorzystne światło? Król utrzymał się na tronie raptem dwa lata, więc i książka krótka — w moim wydaniu nieco ponad 200 stron.

Historycy nie są pewni, z jakiego powodu zmarł najstarszy syn Filipa Pięknego. Druon zdecydował się na tę bardziej awanturniczą i barwną wersję. Na pewno nie zaszkodziło to powieści, tym bardziej, że wykonanie nietuzinkowe. Miły zakręcik w akcji wyszedł.

Spodobała mi się — wszak zamiłowanie do fantastyki zobowiązuje — koncepcja włączenia sceny z astrologiem do fabuły. Łatwo wymyślać wróżby całe wieki po wydarzeniach, ale ciekawam, jak często tym "naukowcom" rzeczywiście udawało się coś przewidzieć na podstawie horoskopów.

Bohaterowie (przynajmniej ci ważniejsi) w olbrzymiej większości znani już z poprzednich części, tutaj nie ma istotnych zmian. Nadal zróżnicowani. Oczywiście doniosłą rolę odgrywa druga żona Ludwika — tak dobra, religijna, skromna i wspaniała, że aż nudna. Jakoś ostatnio polubiłam lombardzkiego bankiera i sama nie wiem, za co... Może za stosunek do postrzelonego siostrzeńca i szlachciurów równie dumnych jak biednych?

Język. Na ogół w porządku, jednak interpunkcja w niektórych sytuacjach kuleje. Czyżby od momentu wydania (fakt — mój egzemplarz już ćwierć wieku ma) zmieniły się reguły?

piątek, 21 października 2016

"Apostezjon" — socjotrylogia

Tytuł:       Wir pamięci. Rozpad połowiczny. Mord założycielski
Autor:       Edmund Wnuk-Lipiński                              
Wydawnictwo: SuperNOWA                                         
Rok 1. wyd.: 1979, 1988, 1989                                  

Trzy (mini)powieści zebrane w jednym tomie. Akcja wszystkich rozgrywa się w jednym świecie, także niektórzy bohaterowie są wspólni. Druga z nich została swego czasu wyróżniona nagrodą Zajdla. Nic dziwnego — fantastyka socjologiczna, jak się patrzy. We wszystkich przypadkach.

Pierwsza część trylogii powstała pod koniec rządów Gierka, dwie pozostałe — na początku transformacji ustrojowej. Odbija się to w fabule powieści. I sama nie wiem, czy Wnuk-Lipiński był optymistą, czy pesymistą... Kiedy pamięta się o dacie powstania, totalitaryzm nabiera specyficznego posmaku.

Widać socjologiczne przygotowanie Autora (profesora socjologii, chociaż podczas pisania książki jeszcze tego tytułu nie posiadał). Sam niezachęcający świat Apostezjonu został doskonale przemyślany i dopracowany. Aż do dwóch grup wyrzutków społecznych, zwalczających się nawzajem, bo zajmujących wspólną niszę, włącznie. Do konstrukcji uniwersum trudno mieć zastrzeżenia.

Nieco gorzej z fabułą — niektóre rozwiązania są przewidywalne, Tajemniczym ktosiem często okazuje się być najbardziej oczywisty kandydat. Miałam wręcz nadzieję, że się mylę, że zostanę zaskoczona, ale jednak nie. Może to literacka skaza naukowców — przez całą pracę przygotowywać czytelnika na zaakceptowanie rezultatów wywodu. Jeśli tak miało być, to wyszło aż za dobrze. Trafiały się irytujące zbiegi okoliczności, bardzo ułatwiające życie bohaterom i pisarzowi. Ale wiele zwrotów zostało starannie przygotowanych.

Bohaterowie zróżnicowani. Ci najciekawsi pojawiają się we wszystkich częściach, niektórzy występują tylko doraźnie.

Językowo w miarę przyzwoicie, ale bez fajerwerków, zdarzają się powtórzenia i inne drobiazgi.

wtorek, 18 października 2016

Wyzwanie — klasyka

Nie bardzo wiem, o co chodzi z wyzwaniami, więc reaguję na czuja. Moja kobieca intuicja podszeptuje, że trzeba odpowiedzieć na kilka pytań. Nie ufam jej zbytnio, ale spróbuję, bo nie widzę lepszego rozwiązania.

1. Popularna klasyka, która Ci się nie spodobała

Nie przepadam za literaturą pozytywistyczną. Nudzą mnie te wszystkie naturalistyczne opisy zwyczajnych ludzi, ich bieda, nieszczęścia... Powtórzenia, wałkowanie w kółko tego samego.
Praktycznie każde dzieło z okresu nadawałoby się na odpowiedź. A że ostatnio domęczam "Wojnę i pokój" (tak, za jakieś dwa, może trzy tygodnie należy spodziewać się wolnego od pochlebstw wpisu na ten temat), to niech będzie Tołstoj.
Chociaż "Cierpieniom młodego Wertera" też nic nie brakuje. Nie znoszę głupich bohaterów.

2. O którym okresie historycznym lubisz czytać najbardziej?

O przyszłości. :-) To, co jeszcze nieznane, wydaje mi się najciekawsze. Taki "Rok 1984" na przykład. Uważam, że można to dzieło uznać za powieść opowiadającą o tym, co dopiero może się wydarzyć. Ewentualnie za historię alternatywną — ta też mnie fascynuje.
Nijak natomiast nie pociąga mnie XX wiek. Dwie wojny światowe, paskudna rewolucja, faszyzm, broń maszynowa, bomba atomowa, wplątanie cywilów do działań wojennych, jedna ogromna jatka, miliony ofiar... Ble!
Pozostałe okresy mogą się podobać. Im bardziej dla mnie egzotyczne się okażą, z tym większym zainteresowaniem będę przewracać kartki.

3. Ulubiona baśń

"Nowe szaty cesarza" Andersena. W ogóle lubię wiedzę, a ta baśń w piękny sposób pokazuje, jak można ją wykorzystywać dla własnych, choćby i szalenie przyziemnych, celów. Wystarczy odrobina psychologii. Z drugiej strony dowiadujemy się, że nawet nie posiadające wielu informacji dziecko może mieć przewagę nad innymi. Budujący wniosek, jak na porządną bajkę przystało.

4. Klasyka, której nieznajomości wstydzisz się najbardziej

Uważam, że nie mam się czego wstydzić. Co w szkole kazali czytać w ramach lektur, to grzecznie przeczytałam. Teraz sama wyszukuję pozycje, z którymi chyba warto się zapoznać. Chociażby po to, żeby dowiedzieć się, czego człowiek nie znosi.

5. Pięć klasycznych powieści, które zamierzasz przeczytać w najbliższym czasie

Jako się napisało, kończę "Wojnę i pokój". Zerknijmy jeszcze na półkę z książkami w kolejce... "Wyspa skarbów" Stevensona, "Stara baśń" Kraszewskiego, potem jakaś pozycja rosyjskojęzyczna. Może Dostojewski dla odmiany? Do tego chciałabym przeczytać wszystkich noblistów. 1901 już zaliczony, teraz czaję się na "Historię Rzymu" Mommsena. Wprawdzie nie wygląda na powieść, ale czy może być coś bardziej klasycznego od dzieła, które zasłużyło na literackiego Nobla ponad sto lat temu? Piąte... Jeszcze nie wiem, ale na pewno coś się znajdzie.

6. Ulubiona współczesna powieść bazująca na klasyce

A co nie wykorzystuje wątków znanych już millenia temu? Z czystym sumieniem mogę opowiedzieć o mojej najukochańszej powieści — "Diunie" Herberta. Wojna epicka jak u Homera, proroctwa i wątki religijne godne Biblii, miłość, która namieszała w historii mocniej niż w "Romeo i Julii"... Potrzeba jeszcze jakichś klasyków do podpięcia?

7. Ulubiona ekranizacja filmowa/serialowa

Eeee... Ale co to ma wspólnego z klasyką? Filmów praktycznie nie oglądam. "Seksmisja" chyba nie powstała na bazie książki. Co ja w ogóle widziałam na ekranie? A, były jakieś ekranizacje Sienkiewicza w dzieciństwie. Otóż, spodobał mi się sposób zmiany nakryć zaprezentowany w "Krzyżakach".

8. Najgorsza adaptacja klasyki

Przy zaniedbywalnie małej próbie chyba nie ma sensu wybieranie najgorszej pozycji. Na upartego mogę wymienić "Przeminęło z wiatrem". Po przeczytaniu byłam w szoku, że można napisać taki manifest popierający niewolnictwo. Na filmie nic ideologicznego nie widziałam, ergo historia została straszliwie spłycona, do romansów Scarlett. Ale możliwe, że nie zapamiętałam — toż ja to w dzieciństwie oglądałam, na jakichś koloniach puścili... 
Z "Hrabiego Monte Christo" na ekranie też została połowa — dotycząca zemsty.

9. Ulubiona szata graficzna, którą chcesz mieć w kolekcji

Nie rozumiem pytania. Ja czytam w książkach literki, nie obrazki i okładki. 
Jeśli koniecznie mam coś odpowiedzieć, to dla książek w sypialni wolałabym kolory ciepłe — żółcie, pomarańcze, czerwienie. Na półki w salonie — zielenie i błękity. Pasowałoby do wystroju.

10. Mało znana klasyka, którą chcesz polecić

Bułhakow. On napisał nie tylko "Mistrza i Małgorzatę". Niekoniecznie polecałabym "Białą gwardię" — to powieść w dużym stopniu autobiograficzna, więc rozgrywa się w tym krwawym XX wieku. Ale opowiadania fantastyczne — do nich zachęcam. Szczególnie jeśli ktoś wybiera się do muzeum pisarza w Kijowie. Im więcej wiesz, tym więcej widzisz. :-)

sobota, 15 października 2016

"Żywienie człowieka zdrowego i chorego" — dużo faktów, mało przyjemności

Tytuł:          Żywienie człowieka zdrowego i chorego
Redakcja:       Jan Hasik, Jan Gawęcki               
Tom:            2                                    
Wydawnictwo:    PWN                                  
Rok 1. wydania: 2000                                 

Cztery rozdziały, zazwyczaj podzielone na podrozdziały, pisane przez różnych autorów. W sumie nad książką pracowało niemal trzydzieścioro lekarzy z różnych uczelni i klinik. Większość miejsca poświęcono zaleceniom żywieniowym przy poszczególnych grupach schorzeń (choroby serca, układu pokarmowego, wątroby, trzustki, nerek, cukrzyca, otyłość i wiele innych), ale znalazły się również strony na informacje o diecie dla dzieci, kobiet w ciąży i karmiących oraz osób starszych. Umieszczono też dodatki typu żywienia pozajelitowego i dojelitowego czy omówienia żywienia w szpitalach (nie ma rewelacji, kto był, wie najlepiej).

Autorzy stwierdzają w przedmowie, że to podręcznik przeznaczony dla "studentów akademii rolniczych i medycznych". Nie należę do grupy docelowej, ale przeczytałam. Nie bardzo rozumiem, dlaczego dla akademii rolniczych. Na pewno twórcy założyli, że odbiorca zna co najmniej podstawy medycyny. Solidny podkład chemiczny też nie zaszkodzi.

Książka bardzo bogata w wiadomości (często podane w postaci tabel), ale niezbyt interesująca w czytaniu. Za to jeśli komuś organizm zacznie się sypać, może okazać się niezmiernie przydatna, a odpowiedni fragment nietrudno będzie znaleźć. Tym bardziej, że na końcu zamieszczono skorowidz.

Praca dostarcza mnóstwa konkretnych informacji (co powinny jeść osoby z jakimś tam schorzeniem, czego mają się wystrzegać), ale nie pomaga zbytnio w zrozumieniu procesów zachodzących w naszych organizmach. Raczej zakłada się, że czytelnicy już te rzeczy mają opanowane.

Język bardzo formalny, pełen żargonu medycznego i skrótów. Rzeczy jak "suplementacja białkowo-kaloryczna" czy "zwężenie odźwiernika" jeszcze potrafię rozszyfrować. Co oznacza na przykład "ketogenne, hipoglikemizujące" działanie alkoholu, mogę tylko zgadywać, ale podejrzewam, że wóda szkodzi.

wtorek, 11 października 2016

"Zwierciadło pęka" — pięknie podsuwane informacje

Tytuł:             The Mirror Cracked from Side to Side
Tytuł tłumaczenia: Zwierciadło pęka w odłamków stos    
Autor:             Agatha Christie                     
Wydawnictwo:       HarperCollinsPublishers             
Rok 1. wydania:    1962                                

Czytałam już tę powieść wcześniej i pamiętałam "kto zabił" (acz bez szczegółów), więc mogłam patrzeć i podziwiać, jak Królowa Kryminałów podsuwa czytelnikowi kluczowe informacje. Mimochodem, przy herbatce, gdzieś między "ile łyżeczek cukru?" a "moja droga, z pewnością bardzo się tym przejęłaś". Ot, nieistotne ploteczki, przemyślnie skonstruowane, żeby czasem nie zwrócić uwagi odbiorcy. A przecież wszystko tam jest! Mistrzostwo!

Dostajemy rónież sporo fałszywych tropów. A przecież wszystko jest takie proste. Jak już się pozna rozwiązanie. ;-)

Świat poszedł do przodu, filmy, telefony, łazienki, nowomodne łazienki... I tylko o dobrej pokojówce już nie ma co marzyć. Na cichą angielską prowincję przyjechała światowej sławy aktorka, wyremontowała stare domiszcze i jest zachwycona swoją oazą.

Panna Marple, chociaż zniszczona wiekiem, nadal rządzi w dziedzinie morderstw, zostawiając Scotland Yard o kilka długości z tyłu. Fakt, tym razem ma małą przewagę, bo znała ofiarę. Ale policja ma więcej ludzi. Za to gdzie im tam do doświadczenia miłej starszej pani. Czasami zadziwia mnie, że w Saint Mary Mead jeszcze ktokolwiek żyje...

Postacie ładnie zarysowane, szczególnie upierdliwa dama dotrzymująca towarzystwa domorosłej pannie detektyw starannie pokazana, z manieryzmami językowymi i ciasnotą umysłową włącznie.

Zabrakło klasycznego wyjaśnienia na końcu. Niby sporo się dowiadujemy, ale mam wrażenie, że pozostaje miejsce na wątpliwości interpretacyjne w kwestii niektórych morderstw.

Bardzo miła lektura. Nawet tłumaczenia tytułu tym razem nie będę się czepiać. Wprawdzie wydaje mi się, że angielskojęzyczne pęknięcie od brzegu do brzegu brzmi bardziej złowieszczo niż stos odłamków, ale tak już Alfreda Tennysona przetłumaczono.

czwartek, 6 października 2016

"Nowi guslarczycy" — sympatyczne opowiastki

Tytuł:             Gospoda guslarcy      
Tytuł tłumaczenia: Nowi guslarczycy      
Autor:             Kir Bułyczow          
Wydawnictwo:       Izdatielstwo AST      
Rok 1. wydania:    1987, 2000, 2001, 2002

Rosyjski zbiór "Gospoda guslarcy" nie odpowiada w zupełności polskim "Nowym guslarczykom" — do polskiego wydania nie załapały się trzy pierwsze teksty: "Cena krokodyla", "Kosmografia zazdrości" oraz "Instrument dla cudownego dziecka". Ale nasi czytelnicy dużo nie tracą: dwa pierwsze wydają mi się najsłabsze w książce, a trzecie jest dość specyficznie lokalne — doniosłą rolę odgrywa nowy rusek, u nas na szczęście znany głównie z dowcipów.

Czternaście opowiadań (w tym jedno będące właściwie minipowieścią) poświęconych przede wszystkim wynalazkom profesora Minca. Ale i o rodzinie Udałowów można poczytać, emeryt Łużkin wiecznie przeszkadza, sporadycznie pojawiają się inni mieszkańcy. W Guslarze nadal lądują ufoludki, lecz w większości opowiadań ludzie sami stwarzają sobie problemy, a następnie je rozwiązują, co prowadzi do jeszcze gorszych kłopotów.

Teksty lekkie, może niekoniecznie humorystyczne, bo dowcip bywa podszyty poważniejszą refleksją. Wykpiwają rzeczywistość. Ogólnoludzką, lecz przede wszystkim rosyjską. To fascynujące, jak wiele o narodzie można dowiedzieć się z jego fantastyki. Jednak wiele problemów, z którymi zmaga się genialny wynalazca wiecznie o krok od nagrody Nobla, występuje także u nas. Cieszę się, że nie wszystkie. W Wielkim Guślarze dobrze, ale u nas najlepiej. ;-)

Z przyjemnością odnalazłam w zbiorze polskie akcenty: a to Guslar planował połączyć się przyjaźnią z Zieloną Górą (ciekawe, dlaczego Autor wybrał akurat miasto przy zachodniej granicy?), a to gdzieś w Stanach zatrudniono Hankę z Katowic...

Ogólnie — lektura lekka i przyjemna.

niedziela, 2 października 2016

"Między Worłujem a Przyszłozbożem" — zwietrzałe żarty

Tytuł:       Między Worłujem a Przyszłozbożem
Autor:       Krzysztof Daukszewicz           
Tom:         I Przyspieszenie                
Wydawnictwo: Hrabia & Ignacy Ltd             
Rok wydania: 1991                            

Zbiór ni to felietonów, ni to skeczów, ni to obserwacji Daukszewicza. Wszystko razem stylizowane na pamiętnik. Od stycznia do lipca.

Cóż, niekiedy humor się starzeje, dowcipy polityczne robią to w tempie błyskawicznym. Z racji diariuszowej stylizacji pojawiają się daty, ale niestety tylko dzień i miesiąc. Żeby odgadnąć rok, trzeba wygrzebywać z pamięci zamierzchłe dzieje albo sprawdzić czas wydania. Określanie głowy państwa przy pomocy słowa "Prezydent" a nie nazwiska jeszcze mi utrudniało orientację.

Od opublikowania książki sporo się na scenie politycznej pozmieniało. Nie wiem, czy przetrwała chociaż jedna partia spośród wspominanych na kartach. Ale niektórzy ludzie nadal aktywni. Uch, ćwierć wieku na arenie — tego żaden umysł nie wytrzyma.

Siłą rzeczy wielu żartów nie rozumiałam. Na przykład nie pamiętam, jak nazywała się partia Tymińskiego (ja i faceta ledwie kojarzę), więc nie mam pojęcia, czy dobrze podejrzewam, że to o nich chodzi w jednym dowcipie. Obawiam się, że robienie książek z czegoś tak ulotnego jak kawały polityczne to pomyłka. No i atmosfera już nie ta... Jedna mucha-komucha nadal bawi. Ponadczasowy owad.

Język mnie straszliwie rozczarował. "Po środku" zamiast "pośrodku", przecinki szaleją, podwójne wykrzykniki... Aż miałam wątpliwości, czy jakikolwiek korektor to widział przed wydrukowaniem. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że polszczyzna aż tak ewoluowała od momentu publikacji.